Libijskich rebeliantów - tych z zachodu, i tych ze wschodu - łączy jedno: chcą końca rządów Kaddafiego. To ich jednoczy - mówi Patrycja Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Poza tym mają prawdopodobnie własne plany i każdy chciałby odrobinę władzy w przyszłości. Sam Kaddafi - jak dodaje - najchętniej pozostałby w Libii. On wciąż ma spore poparcie.

Konrad Piasecki: Przez wiele miesięcy wydawało się, że to typowy constans, że żadna ze stron nie ma siły na to, aby zadać decydujący cios. Tymczasem w ciągu kilkudziesięciu godzin okazało się, że siły powstańcze są tak silne, że mogą wszystko. Czy coś się w takim razie stało?

Patrycja Sasnal: Tak. My widzieliśmy Libię jako podzieloną na tych, którzy są na wschodzie w Bengazi z Tymczasową Radą Libijską jako nową, legalną władzą i na siły oddane Kaddafiemu - na jego reżim w Trypolisie. Stolicy jednak nie zdobywają siły ze wschodu, tylko siły zachodu. Walczący rebelianci wcale nie są w świetnej komitywie z powstańcami ze wschodu. Teraz ci z zachodu biorą na siebie ciężar uderzenia i to oni zdobywają Trypolis. Dlatego też jest to ciekawa sytuacja, bo zastanawiające jest, jak Tymczasowa Rada Narodowa dotrze do stolicy i jak Libijczycy podzielą się przyszłą władzą.

Wracając do pytania, to się stało, że rebelianci zachodni - przy pomocy krajów takich jak Francja i Wielka Brytania - dozbrojeni, z pomocą logistyczną i dobrym sprzętem komunikacyjnym, potrafili się porozumieć między sobą i zdobywali kolejne miasta. W ten sposób doszli do Trypolisu. To jest właśnie ta nowa siła, która wcześniej była nieobecna albo na nią w ogóle nie stawiano. To są też siły, które pochodzą z obszarów przy granicy z Tunezją i przez ten kraj można się było z nimi łatwo kontaktować. To właśnie spowodowało tę różnicę.

Konrad Piasecki: Kto dzisiaj wygrywa w Trypolisie? Kto dzisiaj zdobywa Trypolis?

Patrycja Sasnal: Fizycznie zdobywają rebelianci z zachodu, czyli ludzie z lokalnych wiosek i miasteczek. Ci rebelianci nie określają siebie opozycją libijską albo powstańcami libijskimi. Oni mówią: "jesteśmy powstańcami z wioski x", "my jesteśmy powstańcami z wioski y". To są ludzie o niezwykle silnej tożsamości lokalnej.

Konrad Piasecki: Poza tożsamością lokalną mają jakiś wspólny program polityczny?

Patrycja Sasnal: Nie sądzę. Oni chcą końca Kaddafiego i jego rządów - to jest wspólny mianownik, który ich jednoczy. Poza tym mają jednak prawdopodobnie własne plany i każdy chciałby odrobinę władzy w przyszłości. Tak więc wszystkie przyszłe podziały trzeba będzie jakoś zakleić i zasklepić nowym systemem, nowym ustrojem. Dlatego tak ważny jest teraz wyważony język i kolejne mądre posunięcia.

Widzę w tej chwili wielką analogię z Irakiem, ponieważ w Iraku, po tym jak rozwiązano armię Saddama Husajna, wojna domowa rozgorzała w całym kraju. W Libii nie wolno całkowicie rozwiązać reżimowego aparatu bezpieczeństwa, bo powstanie taka próżnia w tej sferze, której prawdopodobnie nic nie zapełni.

Konrad Piasecki: Na ile ci rebelianci, którzy dziś zdobywają Trypolis, są kontrowani przez Narodową Radę Rewolucyjną?

Patrycja Sasnal: Moim zdaniem w niewielkim stopniu. Na pewno była jedność i jasność co do celu - że należy zdobyć Trypolis. To działa też w ten sposób, że ci ze wschodu cieszą się z sukcesów rebeliantów z zachodu i uważają go za swój. A jednak Abdel-Fattah Junis, przywódca wojsk rebelianckich na wschodzie, został zamordowany właściwie przez swoich własnych ludzi, być może islamistów i zaraz po tym, gabinet Tymczasowej Rady Narodowej został rozwiązany i do tej pory nie został zawiązany nowy. Tak więc ta rada ma problemy administracyjne, jest podzielona, a rekrutują się tam ludzie od skrajnych islamistów po skrajnych sekularystów, socjalistów i biznesmenów - konglomerat najróżniejszych ludzi. Miejmy nadzieję, że demokratyczna Libia jest ich wspólnym celem. Demokracja to jednak długotrwały proces i trzeba się jej uczyć.

Konrad Piasecki: Znając Libię i patrząc na siły rebelianckie, czy można przewidzieć jakie będą dalsze losy tego kraju? Na ile może to być państwo na wzór demokracji zachodniej? Z drugiej strony, na ile ten kraj może się potoczyć w stronę jakiegoś islamskiego fundamentalizmu?

Patrycja Sasnal: Trudno powiedzieć na ile to będzie kraj o islamskim charakterze. To jest kraj muzułmański, więc na pewno takim pozostanie. Zasadnicze pytanie: na ile to może być demokracja. Jak w tak podzielonym państwie tę demokrację zainicjować? Wydaje się, że dobrym przykładem dla Libii mógłby być Liban i tak zwana demokracja konsensualna. Zapewnia ona reprezentację różnych grup plemiennych, wyznaniowych i etnicznych w rządzie i w gremiach wybieralnych, przez co te waśnie są tłumione i system funkcjonuje sprawnie. W Libanie, niestety, ten system nie działa sprawnie, ale teoretycznie jest on możliwy i byłby najlepszy dla podzielonej Libii.

Kraj trzeba jednak stworzyć od podstaw. Kaddafi nie nazwał nawet swojego państwa republiką, czyli dżumhurija, ale dżamahiriją - on wymyślił nawet nowe słowo nazywające ustrój. Wszystko jest przez niego wymyślone od początku do końca. System rad, rady centralnej, rad lokalnych, ludzi wybieranych do rady centralnej. On sam z kolei, nie piastujący formalnie żadnego urzędu, pełnił rolę kultowego, duchowego ojca narodu. To wszystko w jednej chwili trzeba przewrócić do góry nogami. Nie ma ludzi, którzy się znają na sprawowaniu rządów. Przyszłe władze czeka więc ogromna praca i osobiście jestem ciekawa, jak to się będzie rozwijało.

Konrad Piasecki: Mówiliśmy o możliwym losie dyktatora. Jaki jest więc najbardziej prawdopodobny scenariusz dla samego Kaddafiego?

Patrycja Sasnal: Wydaje mi się, że chciałby zostać w Libii i nie być schwytanym - do tego pewnie będzie dążył. Aby to osiągnąć, musiałby się schować w jednej z libijskich wiosek, pewnie gdzieś na południu. On ma ciągle poparcie i są ludzie, którzy uznają, że te 40 lat jego rządów nie były takie zupełnie złe. Tak więc, on ciągle może znaleźć schronienie w Libii dopóki sam "expressis verbis" nie powie "zrzekam się władzy i proszę moich popleczników, aby brali udział w tworzącym się nowym państwie". To jest moim zdaniem scenariusz bardzo mało prawdopodobny, więc ukrywając się, będzie próbował destabilizować ten kraj. Ponieważ jednak ma bardzo ograniczone zasoby, nie nastąpi to na dużą skalę. Gdyby dostał propozycję ucieczki z kraju, też mógłby z niej skorzystać.

Konrad Piasecki: Kraj, który by go najchętniej przyjął, to...

Patrycja Sasnal: Pewnie kraje afrykańskie, które mu najwięcej zawdzięczają i którym wręcz dawał ropę, jak na przykład Zimbabwe. Może jeszcze Mali, ale jest z kolei zbyt blisko Libii. Te drogi ucieczki wybrałby prawdopodobnie tylko wtedy, gdyby nie było to zbyt głośne. Gdyby nadal istniały spekulacje, że ciągle przebywa w Libii i nie uciekł, zachowując tym samym honor.