NATO odrzuciło wystosowany przez libijskiego przywódcę Muammara Kaddafiego apel o zawieszenie broni i negocjacje w celu wyjścia z kryzysu. Sojusz argumentował, że siły reżimowe muszą najpierw zaprzestać atakowania cywilów. "Potrzebujemy czynów, nie słów" - oświadczył cytowany przez AFP przedstawiciel Paktu.

Podkreślił, że NATO będzie kontynuować operację, dopóki nie ustaną ataki na cywilów w Libii, a "snajperzy, najemnicy i siły paramilitarne nie powrócą do swoich baz". Warunkiem zaniechania operacji jest także umożliwienie dostępu do pomocy humanitarnej wszystkim, którzy jej potrzebują.

Ofertę Kaddafiego odrzuciła także Narodowa Rada Libijska, polityczny organ powstańców z siedzibą w Bengazi. Czas na kompromis minął - powiedział rzecznik Rady Abdel Hafiz Ghoga. Libijczycy nie mogą zaakceptować Libii, w której reżim Kadafiego odgrywa jakąkolwiek rolę - dodał, oceniając, że władze straciły wszelką wiarygodność.

Ghoga podkreślił, że nie jest to pierwsza oferta zawieszenia broni, a po poprzednich propozycjach "nie ustawało łamanie podstawowych praw człowieka".

Rano siły rządowe wkroczyły do pustynnej osady Dżalo, ok. 300 km na południe od Bengazi, zabijając sześciu cywilów - podali powstańcy. Ocenili, że Kaddafi próbuje "otworzyć kolejny front na południu".

Kaddafi: Nikt nie może mi powiedzieć, bym nie walczył o swój kraj

W przemówieniu telewizyjnym nadanym w nocy z piątku na sobotę Kaddafi zaapelował do krajów NATO o rozpoczęcie rozmów, które zakończyłyby ataki lotnicze na Libię. Zadeklarował, że jest gotowy do zawieszenia broni, ale musi ono obowiązywać wszystkie strony. Możemy rozwiązać nasze problemy między sobą bez wojny, wycofajcie wasze okręty i samoloty - mówił.

Pułkownik dodał, że nikt go nie zmusi do opuszczenia kraju ani "nikt nie może mu powiedzieć, aby nie walczył o swój kraj". Było to jego pierwsze wystąpienie od 9 kwietnia.