"Otworzę magazyny i uzbroję ludzi w broń wszystkich rodzajów, by bronili Libii" - powiedział Muammar Kadafi, kilka godzin po rozpoczęciu ataków przez siły koalicji. W stronę Libii wystrzelono ponad 110 pocisków Tomahawk z amerykańskich i brytyjskich okrętów podwodnych. Kadafi zażądał natychmiastowego zwołania Rady Bezpieczeństwa ONZ. Twierdzi, że rezolucja jest nieważna.

Natychmiastowe zwołanie Rady Bezpieczeństwa ONZ nie jest teoretycznie niemożliwe. Wojska Kadafiego muszą jednak przestać atakować ludność cywilną, dyktator musi zacząć przestrzegać przyjętej rezolucji ONZ.

Do ataku w ogóle by nie doszło, gdyby Kadafi chciał rozmawiać ze społecznością międzynarodową. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy powiedział, że "drzwi dyplomacji otworzą się na nowo, kiedy przemoc ze strony sił Kadafiego ustanie".

Kilka godzin po ataku libijski przywódca Muammar Kadafi zagroził, że jego kraj stawi czoło agresji. Wezwał mieszkańców krajów arabskich, Afryki, Ameryki Łacińskiej i Azji do przyłączenia się do narodu libijskiego w walce z wrogiem. Francja rozpoczęła atak na Libię. Społeczność międzynarodowa powinna zrezygnować z interwencji. Nie można napadać na suwerenne państwo - tłumaczył dyktator.

W ramach międzynarodowej operacji militarnej pod kierownictwem USA przeciwko siłom Kadafiego amerykańskie i brytyjskie okręty odpaliły w sobotę pociski rakietowe Tomahawk na Libię. Pentagon podał, że wystrzelono w sumie 112 pocisków na ponad 20 celów. Libijska ochrona przeciwlotnicza została poważnie uszkodzona.

Według wysokiego przedstawiciela administracji amerykańskiej prezydent Barack Obama planuje, że akcja militarna w Libii potrwa kilka dni. Po upływie tego czasu rola sił ma się ograniczać jedynie do wsparcia. Kadafi może też zaprzestać ataków na ludność cywilną, ale na to koalicja nie może chyba liczyć.