Kłótnie na naradzie koalicji przeciwko Muammarowi Kaddafiemu w Katarze. Belgia zdecydowanie sprzeciwia się propozycji dozbrojenia powstańców, uznając ją za niezgodną z rezolucją ONZ. Francja domaga się z kolei powrotu do akcji amerykańskich sił powietrznych.

Wobec patowej sytuacji w Libii, wieczorem odbędzie się nadzwyczajny szczyt francusko- brytyjski w Paryżu. Według wielu ekspertów, Paryż może dążyć do powtórzenia w Libii scenariusza, który umożliwił francuskim siłom zbrojnym obalenie, dwa dni, temu dyktatora Wybrzeża Kości Słoniowej.

Według oficjalnej wersji, francuskie wojsko zaatakowało artylerie i reżimowe oddziały wokół pałacu Prezydenckiego, które - jak twierdził Paryż - zagrażały ludności cywilnej, a dyktatora schwytali sami powstańcy.

Nieoficjalnie mówi się, że francuskie jednostki specjalne uczestniczyły w pojmaniu dyktatora, ale nie zostało to oficjalnie potwierdzone, dzięki czemu cała operacja została wpisana w ramy rezolucji ONZ. Możliwość zastosowania w Libii podobnej "sztuczki prawnej" musi według specjalistów bardzo niepokoić Kaddafiego.

Wielka Brytania wezwała, w czasie spotkania grupy kontaktowej ws. Libii w Dausze, do ustanowienia "tymczasowego mechanizmu finansowego", który pokryje wydatki sektora publicznego w kontrolowanych przez powstańców częściach Libii.

Brytyjski minister spraw zagranicznych William Hague powiedział, że kraje, które chcą sfinansować potrzeby powstańczej Narodowej Rady Libijskiej z siedzibą w Bengazi, powinny mieć możliwość "uczynić to w przejrzysty sposób".Hague mówił wcześniej BBC, że grupa kontaktowa apeluje o utworzenie specjalnego funduszu, który mógłby być finansowany przez kraje Zatoki Perskiej.

W spotkaniu grupy kontaktowej w stolicy Kataru biorą udział przedstawiciele krajów europejskich, Stanów Zjednoczonych, krajów na Bliskim Wschodzie, a także organizacji międzynarodowych. W rozmowach ma uczestniczyć także były minister spraw zagranicznych Libii Musa Kusa, który w ubiegłym miesiącu uciekł do Londynu.