Wojskowe samoloty ostrzelały protestujących w stolicy Libii, Trypolisie. Zginęło co najmniej 250 osób - twierdzi arabska Al-Dżazira. Jeden z Libijczyków, który przedstawił się w rozmowie z telewizją jako działacz opozycyjny, powiedział, że samoloty zbombardowały "kilka miejsc w Trypolisie". Al-Dżazira nie poinformowała, jakie rejony, czy dzielnice Trypolisu zostały ostrzelane. Nie ma również potwierdzenia tych doniesień z innych źródeł.

Do ataków miało dojść wkrótce po tym, kiedy przerwana została łączność telefoniczna w tej części Libii. Libijski elektroniczny dziennik "Kuryna", zbliżony do syna libijskiego przywódcy Muammara Kadafiego, zdementował informacje o bombardowaniu. Syn Kadafiego miał też powołać komisję, która miałaby się zająć wyjaśnieniem sytuacji w kraju. Chodzi o "okoliczności i przyczyny", w jakich użyto siły wobec protestujących.

Wiceminister spraw zagranicznych Libii Chalid Kajem zdementował również doniesienia o rzekomym opuszczeniu kraju przez Muammara Kadafiego. Miał on się udać do Wenezueli.

"Te doniesienia są nieuzasadnione. Nie mają żadnych podstaw" - powiedział wiceszef libijskiej dyplomacji.

Agencja Reutersa twierdzi z kolei, że dwaj libijscy piloci, którzy w poniedziałek wylądowali myśliwcami Mirage na Malcie, mieli powiedzieć, że uciekli z kraju. Stało się to po tym jak usłyszeli rozkaz zbombardowania uczestników protestów. Obaj piloci są pułkownikami. Wystartowali z bazy koło Trypolisu. Agencja dpa informuje, powołując się na rzecznika maltańskich sił zbrojnych, że poprosili o azyl polityczny.