Białoruskie służby podatkowe domagają się, by Andrzej Poczobut zapłacił podatek o równowartości 2 tys. dolarów. Dziennikarz "Gazety Wyborczej" i działacz nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB) jest w areszcie śledczym w Grodnie.

Jak powiedział rzecznik ZPB Igor Bancer, chodzi o podatek za honoraria z "GW", który kazano Poczobutowi zapłacić, mimo że uiścił on go już w Polsce, o czym korespondent "GW" pisał na swoim blogu internetowym.

Rzecznik dodał, że Poczobut miał przedstawić białoruskiej inspekcji podatkowej zaświadczenia o zapłaceniu podatku w Polsce. Jednak nie zdołał tego zrobić w wymaganym terminie, ponieważ w lutym znalazł się w areszcie. Spędził tam 15 dni za udział w demonstracji opozycji w Mińsku w wieczór po wyborach prezydenckich 19 grudnia zeszłego roku. Teraz sprawa podatku jest nadal nierozwiązana, bo korespondent "GW" jest w areszcie śledczym w Grodnie z powodu zarzutów o znieważenie prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Służby podatkowe oceniają, że Poczobut musi ten podatek zapłacić - mówił Bancer.

Wyjaśnił również, że nie ma nowych informacji o toku śledztwa w sprawie o znieważenie. Poczobut został zatrzymany 6 kwietnia, ma spędzić w areszcie co najmniej dwa miesiące.

Pod koniec marca prokuratura obwodowa poinformowała Poczobuta, że jest podejrzany o znieważenie prezydenta Białorusi. Sprawa dotyczy ośmiu artykułów w "Gazecie Wyborczej", jednego na opozycyjnym portalu internetowym Biełorusskij Partizan i jednego na blogu Poczobuta. Za znieważenie prezydenta grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności.

Poczobut był trzykrotnie sądzony za udział w demonstracji opozycji 19 grudnia w Mińsku. Najpierw sąd nie wydał wyroku, potem orzekł karę grzywny, a po apelacji prokuratury - karę 15 dni aresztu. Poczobut argumentował, że na demonstracji był jako dziennikarz "GW". Po odbyciu kary wyszedł z aresztu 25 lutego.