Jeszcze kilka miesięcy temu występ w Pjongczangu Sylwii Jaśkowiec z powodu kontuzji stał pod znakiem zapytania. Dziś 31-letnia narciarka zajęła 30. miejsce w biegu łączonym i nie kryła radości z olimpijskiego startu. "Te igrzyska są wymodlone" - podkreśliła.

Latem 2016 roku podczas gry w piłkę Jaśkowiec zerwała w kolanie więzadło krzyżowe przednie. Uszkodzeniu uległa również łękotka, która kilka miesięcy później wymagała kolejnego zabiegu. Z pełnym obciążeniem trenuje dopiero od grudnia.

Dzięki determinacji, woli walki i wsparciu najbliższych udało mi się tu wystartować. Myślę, że te igrzyska są też wymodlone. Dostaję wiele sygnałów, że ludzie się modlą i wspierają mnie duchowo. To taka praca zbiorowa i chciałam podziękować wszystkim, którzy do końca wierzyli we mnie - powiedziała.

Do najlepszej tego dnia Szwedki Charlotte Kalli zawodniczka z Myślenic straciła 3.11,4. Druga w sobotę była Norweżka Marit Bjoergen, trzecia Finka Krista Parmakoski, a na 17. pozycji uplasowała się Justyna Kowalczyk.

Najważniejszym startem Jaśkowiec w Pjongczangu będzie za tydzień rywalizacja w sztafecie. Celem postawionym przed Polkami jest czołowa ósemka. Cztery lata temu w Soczi zmagania zakończyły na siódmej lokacie.

Do sztafety jeszcze sporo biegów. Bądźmy spokojni, realizujmy plan i założenia startowe. Nie potrafię określić ani ja, ani trener, czy moja obecna forma może jeszcze w najbliższym czasie wzrosnąć - podkreśliła.

Jaśkowiec na finiszu nie dała się wyprzedzić Ewelinie Marcisz, która ze swojej postawy również była zadowolona.

Jestem zadowolona, bo wiedziałam, że to będzie trudny bieg i nie nastawiałam się na niego. On miał za zadanie zaaklimatyzować mnie do kolejnych startów. Obie z Sylwią chciałyśmy być w trzydziestce. Mam nadzieję, że następnym razem mi się uda - oceniła zawodniczka, debiutująca w imprezie tej rangi.

Ostatnia z Polek, również olimpijska debiutantka, Martyna Galewicz została sklasyfikowana na 41. pozycji - strata 4.06,4. Bieg ukończyło 60 zawodniczek z 62, które stanęły na starcie.

(j.)