W Pjongczangu zakończył się indywidualny konkurs skoków narciarskich na normalnym obiekcie. Wygrał Niemiec Andreas Wellinger. Srebro zdobył Norweg Johann Andre Forfang, a brąz Norweg Robert Johansson. Niestety, Polakom nie udało się zdobyć medalu - Kamil Stoch był czwarty, a Stefan Hula piąty. Szanse na medal były ogromne - po pierwszej serii Hula prowadził, a Stoch zajmował drugie miejsce ex aequo z Forfangiem.

W Pjongczangu zakończył się indywidualny konkurs skoków narciarskich na normalnym obiekcie. Wygrał Niemiec Andreas Wellinger. Srebro zdobył Norweg Johann Andre Forfang, a brąz Norweg Robert Johansson. Niestety, Polakom nie udało się zdobyć medalu - Kamil Stoch był czwarty, a Stefan Hula piąty. Szanse na medal były ogromne - po pierwszej serii Hula prowadził, a Stoch zajmował drugie miejsce ex aequo z Forfangiem.
Kamil Stoch, Maciej Kot, Stefan Hula i Dawid Kubacki /FILIP SINGER /PAP

Kamilowi Stochowi zabrakło 0,4 pkt, by stanąć na podium pierwszego z trzech olimpijskich konkursów skoków narciarskich w Pjongczangu. Na obiekcie normalnym zwyciężył piąty po pierwszej serii Niemiec Andreas Wellinger, który w finale miał najlepszą próbą.



Konkurs trwał niemal trzy godziny, został rozegrany w bardzo trudnych, wprost anormalnych - ze względu na silny i zmienny wiatr - warunkach.



Po pierwszej serii wszystko układało się po myśli biało-czerwonych - prowadził Hula po świetnej próbie na 111 m, na drugiej pozycji ex aequo plasowali się najlepszy na igrzyskach przed czterema laty Stoch 106,5 m i Forfang - 106 m.

Na jej przeprowadzenie jury potrzebowało jednak prawie półtora godziny, a kilku zawodników na pewno nie będzie jej mile wspominać. Kot skakał przy słabym wietrze i osiągnął tylko 99 m. Równie złe warunki miał Kubacki, uzyskał 88 m i nie wywalczył awansu do serii finałowej.





Na liście pechowców znalazł się też Peter Prevc, który ponad 10 minut spędził między belką a schodami skoczni oczekując na swoją próbę, a gdy w końcu otrzymał zgodę na start uzyskał ledwie 98,5 m, co dało mu 24. lokatę. W drugiej serii Słoweniec miał trzeci rezultat - 113 m i dzięki temu awansował w konkursie na 12. miejsce.



W finale warunki nie uległy poprawie. Kilkanaście razy przerywany konkurs zakończył się dobrze po północy czasu miejscowego przy niemal pustych trybunach. Dwójce Polaków prowadzących po pierwszej serii nie udało się utrzymać lokat. Hula i Stoch osiągnęli po 105,5 m. To okazało się za mało nawet na podium, choć to było w ich zasięgu. Próba Stocha była szóstym rezultatem finału, natomiast Huli - jedenastym.



Gdyby polecieli o metr, dwa dalej jedno, a może nawet dwa miejsca na podium byłyby polskie. Stoch do brązowego medalisty stracił 0,4 pkt, a do srebrnego Forfanga - 1,6 pkt. Straty Huli były tylko minimalnie większe, a metr odległości na obiekcie normalnym to dwa punkty.

Królem serii finałowej został Wellinger. Piąty na półmetku osiągnął 113,5 m, a wysokie noty od sędziów sprawiły, że był to najlepiej oceniony skok zawodów. Wygrał z olbrzymią - jak na normalną skocznią - przewagą 8,4 pkt nad Forfangiem, który uzyskał 109,5 m. Johansson także poszybował na 113,5 m i z 10. lokaty przesunął się na najniższy stopień podium.

Oprócz Polaków, rozczarowany może być także wicelider Pucharu Świata Niemiec Richard Freitag, który był dziewiąty.


Małysz: To nie był sport, tylko loteria

Dalej nie wierzę w to, że mogło się tak stać. Tylko pogoda mogła nam pokrzyżować plany, no i zrobiła to - ocenił konkurs Adam Małysz, dyrektor ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w PZN.

Dziś to nie był sport, tylko loteria, która w tym sezonie na pewno się jeszcze nie wydarzyła. Tak krzywdzący konkurs nie powinien mieć miejsca. Można go było przełożyć, bo przed rywalizacją na dużej skoczni są trzy dni. To jest walka o medale olimpijskie. Czekasz na nią cztery lata, a tu ma potem taki przebieg - dodał.

Nie wiem jakim cudem odjęto Stefanowi tyle punktów. Byłem w szoku. Przez radio cały czas dostawałem informacje, że warunki są słabe. Komu, jak komu, ale Stefanowi się ten medal należał - za jego wytrwałość, cierpliwość i walkę do końca - podkreślił Małysz.

Czterokrotny medalista olimpijski ma nadzieję, że sędziowie wyciągną wnioski z tych zawodów. Oby to zrobili, bo zdecydowanie za mało reagowano na długie skoki słabszych zawodników. Gdyby trafił na nie Kamil, to chyba przeskoczyłby obiekt - zwrócił uwagę.

Zabrakło nam dziś szczęścia, ale wierzę, że wszystko się odwróci - podsumował.W sobotę 17 lutego zawodnicy będą rywalizować na dużym obiekcie, a dwa dni później na nim odbędzie się konkurs drużynowy.

(ł, mpw)