Do pierwszych przymrozków odbudujemy wszystkie zniszczone pożarami domy - obiecały rosyjskie władze. Premier Władimir Putin zapewnił nawet, że osobiście będzie nadzorował pomoc pogorzelcom. Jednak pomoc pojawia się tylko tam, gdzie przyjeżdżają ważni urzędnicy i telewizyjne kamery. Inni pogorzelcy od tygodni nie mogą się onią doprosić.

Pod Woroneżem w wiosce Sadowyj urzędnicy odmawiają rekompensaty za spalony dom i zapomogi, bo dom 80-letniej Pelagii Wasiliewny spłonął nie podczas pożaru lasu, ale trawy. Takiej sytuacji nie przewiduje zdaniem urzędników ukaz o pomocy. Daliby chociaż jakieś kopiejki, chociażby na grób, żeby dzieci mogły mnie pochować, ale nikt nam nie pomaga - żali się kobieta.

Sytuacja może się jednak zmienić. Prezydent Miedwiediew wezwał ostatnio biznesmenów, by pomogli pogorzelcom. Biznesmeni nie odmawiają z reguły takim "prośbom" z Kremla, bowiem przychylność władzy w Rosji to jedyna i konieczna gwarancja powodzenia w biznesie.

Oficjalnie po sierpniowych pożarach bez dachu nad głową w Rosji zostało 2 tysiące osób, nieoficjalnie poszkodowanych jest kilka razy więcej.