Kilka godzin potrzebowało wojsko na dotarcie do zalewanej wodą Bogatyni z pobliskiej jednostki w Bolesławcu. Dlaczego niesienie pomocy trwało tak długo? W tydzień po powodzi zastanawiamy się, czy akcja ratunkowa mogła być prowadzona lepiej.

W ubiegłą sobotę, około godziny 17, czyli co najmniej cztery godziny od momentu, gdy na ulicach miasta pojawiła się woda. W tym czasie w mieście panował już chaos, zawalił się most i kilku budynków, a strażacy próbowali pomóc mieszkańcom odciętym przez wody z wylewającej Miedzianki. Jako jedni z pierwszych na miejscu pojawili się też wolontariusze jak szef grupy offroadowej ze Zgorzelca Albert Gryszczuk. On też nie mógł zrozumieć braku wojska. Pierwsza amfibia przyjechała o godzinie 19, kiedy to już było po. Dlaczego tej amfibii nie było o 13? Z Bolesławca do Zgorzelca jest tylko 40 km - podkreślał Gryszczuk.

Dowodzący ratownicza akcją wojskową gen. Mirosław Rozmus przekonywał, że pierwsze jednostki dotarły do miasta dużo wcześniej. To nie jest służba zasadnicza, która czeka w jednostce wojskowej na sygnał do wyjazdu. To są żołnierze zawodowi, to była sobota, więc każdy jest w domu. Żołnierze mieszkają w różnej odległości od poligonu - tłumaczył gen. Rozmus.

Pytanie jak szybko w takiej sytuacji wyglądałaby reakcja wojska, gdyby zamiast wody zaatakowały obce siły zbrojne pozostaje bez odpowiedzi.