Nawet 10 razy trzeba się odwoływać, by odzyskać ubezpieczenie po powodzi. Rok po wielkiej wodzie poszkodowani ciągle walczą z ubezpieczycielami. To, że ci nie wypłacają od razu całego należnego odszkodowania, to prawie norma.

Ubezpieczyciele zazwyczaj dają na przykład 1000 złotych - tak "na odczepnego" - i liczą na to, że ubezpieczeni nie upomną się o resztę. Kto się odwoła ma szansę na kolejną ratę, znów tylko część pieniędzy i tak w kółko. Te przypadki się powtarzają i można powiedzieć, że jest to taka próba sił pomiędzy ubezpieczycielem a powodzianinem - mówi Cezary Orłowski z biura rzecznika ubezpieczonych.

Zdarza się, że zamiast 100 tys. złotych ubezpieczyciel od ręki godził się wypłacić ledwie kilka tysięcy. Są też takie sprawy, w których ubezpieczyciele idą w zaparte nawet po interwencji rzecznika. Dopiero drugie, trzecie pismo przynosi jakiś skutek.