Na wysokość około 5600 metrów dotarli już polscy himalaiści po zmianie drogi wspinaczki na K2. Niżej, na wysokości 5300 metrów, postawili wczoraj tzw. bazę wysuniętą, skąd będą wyruszać do góry. Pierwszą część Żebra Abruzzów zabezpieczyli linami Janusz Gołąb i Maciej Bedrejczuk. Uczestnicy wyprawy podjęli decyzję o rezygnacji ze wspinania drogą Basków z powodu zagrożenia spadającymi kamieniami. Urazów doznali Adam Bielecki i Rafał Fronia, który został zabrany śmigłowcem do szpitala w Skardu.

Wczoraj został założony obóz, tak zwana baza wysunięta na wysokości 5300 metrów. Stamtąd dzisiaj Maciej Bedrejczuk i Janusz Gołąb doszli do około 5600 metrów i wrócili do bazy wysuniętej. Dzisiaj śpią pod ścianą i jutro, jak pogoda pozwoli, to będą dalej poręczować - mówi RMF FM Janusz Majer, szef programu Polski Himalaizm Zimowy.

Jak dodaje, warunki na wybranej teraz drodze są identyczne, ale zagrożenie spadającymi kamieniami jest mniejsze niż na drodze Basków. Tam też może wiać ten wiatr od wschodu i od północy - zwraca uwagę Majer.

Polscy wspinacze chcą maksymalnie wykorzystać czas, który pozostał przed przewidywanym załamaniem pogody. Prognoza na jutro wygląda dobrze, natomiast pojutrze znowu ma być załamanie pogody - wyjaśnia szef PHZ.

"Rafał już chyba się pogodził z tym, że będzie wracał"

Do szpitala w Skardu został zabrany Rafał Fronia. Od piątku czekał w bazie na przylot śmigłowca. Podczas wspinaczki został uderzony kamieniem i prawdopodobnie ma złamane przedramię. Jeżeli w badaniu okaże się, że to jest złamanie, to będzie wracał do kraju. Rafał był w takim stanie, że już chyba się pogodził z tym, że będzie wracał - mówi Majer.

Do tej pory nikt zimą nie zdobył K2 (8611 m n.p.m). W wyprawie na szczyt cały czas biorą udział: Krzysztof Wielicki, Janusz Gołąb, Dariusz Załuski, Adam Bielecki, Marcin Kaczkan, Artur Małek, Marek Chmielarski, Piotr Tomala, Denis Urubko, Maciej Bedrejczuk i Piotr Snopczyński.

Z powodów osobistych do kraju wrócił Jarosław Botor.

(ag)