„Kto będzie tego rządu bronił, powinien być później, w trakcie wyborów parlamentarnych z tego rozliczony i trzeba go móc pokazać palcem" – mówił o gabinecie prezes Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński. Jego zdaniem, "ten fatalny rząd w normalnym demokratycznym kraju (...) upadłby już dziesięć razy".

Lider PiS spotkał się z mieszkańcami Międzyrzecza (woj. lubuskie). Nawiązując do taśm ujawnionych przez "Wprost" mówił, iż początkowo wydawało się, że "szok jest tak duży, że jest możliwość zmiany rządu". Spróbowaliśmy rozmawiać z innymi partiami z opozycji, z PSL nawet pośrednio, bo z tamtej strony też padały różne sygnały. Ale okazało się, że to wszystko nieprawda, że tu nikt nie chce współpracować - podkreślał. W tej sytuacji jego partia zdecydowała się na złożenie wniosku o konstruktywne wotum nieufności dla rządu z prof. Piotrem Glińskim jako kandydatem na premiera. Kaczyński przekonywał, że Gliński to znakomity kandydat, wyjątkowo uczciwy, "który by mógł na te wzburzone dziś polskie fale wylać dużo oliwy".

"Niesłychanie obrzydliwy język pokazuje typ kultury tych ludzi"

Były premier odniósł się też do stylu i języka, w jakim prowadzone były nagrane nielegalnie rozmowy. To nie jest tak, że mężczyźni, kiedy się spotykają, nawet ci kulturalni, dobrze wychowani, czasem nie użyją tzw. męskiego słowa; każdy wie, że użyją, jak są grzeczni, to nie przy kobietach - tłumaczył. Ale ten język, który tu był stosowany jest nie tylko wulgarny, on jest też niesłychanie wręcz obrzydliwy, to jest ten cały system skojarzeń takich obscenicznych, fatalnych, to pokazuje typ kultury tych ludzi - zastrzegł. Jego zdaniem, obecnie próbuje się sprowadzić problem upublicznionych nagrań do tego, "kto podsłuchiwał". Oczywiście ja nie mówię, że to nie jest ważna sprawa, ale to jest sprawa tu trzeciorzędna. Tu przede wszystkim pokazano, jak jest -  podsumował Kaczyński.

(mn)