List Marka Falenty do prezydenta musiał wywołać popłoch w służbach specjalnych - twierdzi były szef CBA i pokrzywdzony w aferze taśmowej Paweł Wojtunik. Chodzi o korespondencję, w której skazany w aferze biznesmen ostrzega Andrzeja Dudę, że jeśli go nie ułaskawi, ujawni mocodawców procederu podsłuchiwania polityków.

Według byłego szefa CBA, jednym z najważniejszych zadań spec służb stało się teraz poszukiwanie nieopublikowanych nagrań. One mogą posłużyć do szantażowania najważniejszych osób w państwie - tym razem z obozu PiS.

Mniej taśm ujawniono niż ich zarysowano. (Falenta - przyp. red.) może mieć tak naprawdę nagrania, które mogą być bardzo niewygodne dla obecnych przedstawicieli władzy, w szczególności premiera Morawieckiego - twierdzi Wojtunik.

Według niego, wiele innych osób powinno mieć też powody do niepokoju. Nie jest niczym komfortowym słuchać siebie nagranego podczas nielegalnej rozmowy, tak jakby oglądać trochę sceny gwałtu ze samym sobą, kiedy jest się ofiarą - twierdzi w rozmowie z naszym dziennikarzem.

Wojtunik wątpi natomiast, że obecna prokuratura na poważnie wyjaśni okoliczności opisane w liście Falenty do Dudy.

Falenta: Ujawnię, kto za mną stał

Fragmenty listu, który Marek Falenta skierował do prezydenta Andrzeja Dudy ujawniła "Rzeczpospolita".

"Obiecali wiele korzyści i łupów politycznych. Czekałem lata codziennie łudzony, że niebawem nadejdzie dzień, w którym zostanę przez Pana ułaskawiony. Nie widać nadziei na jego nadejście. Proszę potraktować ten list jako ostatnią szansę na porozumienie ze mną. Nie zamierzam umierać w samotności. Ujawnię zleceniodawców i wszystkie szczegóły" - ma pisać Falenta.

Według "Rzeczpospolitej" wniosek do prezydenta Marek Falenta napisał w więzieniu w Walencji po tym, jak w kwietniu został zatrzymany przez policję w Hiszpanii.

Opracowanie: