Nikt nie potwierdza, by istniało nagranie rozmowy Donalda Tuska z Janem Kulczykiem rzekomo podsłuchanej w 2014 r. w willi premiera przy ul. Parkowej w Warszawie – wynika z ustaleń „Rzeczpospolitej". „Gazeta Wyborcza” napisała, że byli funkcjonariusze tajnych służb oferowali dostęp do zapisu nagrania rozmowy Tuska i Kulczyka z 2014 roku i 700 godzin innych nielegalnych podsłuchów. Według dziennika Kulczyk rozmawiał z Tuskiem o swoich inwestycjach na Ukrainie. Oczekiwał, że ABW ochroni go przed ewentualną rosyjską prowokacją.

Nikt nie potwierdza, by istniało nagranie rozmowy Donalda Tuska z Janem Kulczykiem rzekomo podsłuchanej w 2014 r. w willi premiera przy ul. Parkowej w Warszawie – wynika z ustaleń „Rzeczpospolitej". „Gazeta Wyborcza” napisała, że byli funkcjonariusze tajnych służb oferowali dostęp do zapisu nagrania rozmowy Tuska i Kulczyka z 2014 roku i 700 godzin innych nielegalnych podsłuchów. Według dziennika Kulczyk rozmawiał z Tuskiem o swoich inwestycjach na Ukrainie. Oczekiwał, że ABW ochroni go przed ewentualną rosyjską prowokacją.
„Rzeczpospolita”: Nagranie rozmowy Tuska z Kulczykiem nie istnieje? / LELA BLAGONRAVOVA/GEORGIAN PRESIDENT'S PRESS SERVICE /PAP/EPA

O tym, że jest taśma z rozmową Tuska z Kulczykiem, a dysponują nią byli funkcjonariusze ABW, napisała czwartkowa "Gazeta Wyborcza". Zrelacjonowała, co ma się znajdować w części tajnych akt śledztwa podsłuchowego, które za dwa tygodnie ma zostać zamknięte.

Według "Gazety Wyborczej" jest tam notatka Centralnego Biura Antykorupcyjnego, z której wynika, że wśród najcenniejszych nagrań oferowanych na rynku ma być rozmowa Kulczyka z Tuskiem potajemnie nagrana w pierwszej połowie 2014 r. Gazeta twierdzi, że CBA w notatce nazywa posiadaczy i handlarzy nagrań "grupą wiedeńską", bo nagrania - łącznie 700 godzin - odsłuchiwano w Wiedniu.

Problem w tym, że nie ma potwierdzenia, że to nagranie komukolwiek oferowano. Gdyby to zrobiono, pierwszym zainteresowanym jego odkupieniem byłby zapewne Jan Kulczyk. W rozmowie z premierem miał bowiem wyjawić, jakie interesy na Wschodzie zamierza robić.

Ale Kulczyk przed śmiercią (zmarł w lipcu - red.) nie zgłosił się do prokuratury jako pokrzywdzony - wskazuje "Rzeczpospolitej" informator ze służb.

Nagranie nie było do kupienia, bo ono po prostu nie istnieje. To plotka, która swego czasu krążyła po mieście. Miała pokazać, kto najbardziej bałby się tego nagrania - mówi osoba znająca kulisy śledztwa podsłuchowego.

Pracownik służb twierdzi: Informacja o takiej taśmie to blef mający wywołać popłoch.

TUTAJ przeczytacie więcej o ustaleniach dziennikarzy "Rzeczpospolitej".

(j.)