Od wybuchu afery taśmowej wszyscy zadają sobie jedno pytanie: Kto i w jakim celu nagrywał czołowych polskich polityków? W mediach pojawiło się wiele teorii dotyczących tej kwestii. "wSieci" dopatruje się tu inspiracji ze strony rosyjskiej, "Wyborcza" pisze o zamieszanym w sprawę pośle PiS, a "Newsweek" twierdzi, że oficer BOR, który od samego początku wymieniany jest w gronie podejrzewanych to najprawdopodobniej ofiara pomyłki służb.

"Sfrustrowany major Biura Ochrony Rządu podejrzewany o powiązania z Rosjanami plus restauracja znajdująca się pod ich operacyjną kontrolą. Do tego dziennikarz specjalizujący się w przeciekach z rozmaitych służb i tygodnik dramatycznie walczący o przetrwanie, z naczelnym próbującym uciec od gangsterskiej przeszłości. W tle polityczne motywy PSL i Bronisława Komorowskiego. To właśnie ta mieszanka doprowadziła do wybuchu i ujawnienia nagrań kompromitujących ekipę Donalda Tuska" - donosi w najnowszym wydaniu tygodnik "wSieci". Dziennikarze tego pisma przyglądają się m.in. właścicielowi restauracji "Sowa & Przyjaciele" oraz Piotrowi Nisztorowi - głównemu autorowi tekstu o podsłuchach. Sugerują też, że myśląc o całej sprawie nie można zapominać o bogatym i kontrowersyjnym życiorysie redaktora naczelnego "Wprost", Sylwestra Latkowskiego.

"Gazeta Wyborcza" powołując się na przeciek z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego przekazany przez "osoby z kręgów rządowych" twierdzi, że w grupie, która namówiła menadżera restauracji do nagrywania było więcej osób. Według dziennika mieliby to być Piotr Nisztor, poseł Prawa i Sprawiedliwości oraz kilku zwolnionych oficerów BOR. Wśród tych ostatnich miałby znajdować się Dariusz P., były szef oddziału zabezpieczenia i ochrony. Mężczyzna został zwolniony 3 miesiące temu za przekazywanie informacji mediom. "Śledczy ze służb nie mają koncepcji, jaka była motywacja tej grupy, kto jaką rolę w niej pełnił i dlaczego zdecydowała się upublicznić nagrania właśnie teraz" - zastrzega dziennik. 

Tygodnik "Newsweek" również pisze o majorze Dariuszu P., ale w zupełnie innym kontekście. Dziennikarze twierdzą, że trafił on pod lupę służb przypadkiem. "Nie było tropów wskazujących, że miał coś wspólnego z podsłuchami. BOR-owik został zatrzymany bo... miał kontakty z dziennikarzem Piotrem Nisztorem, który przyniósł taśmy do "Wprost"" - tłumaczy "Newsweek". Zastrzega, że oficer może usłyszeć zarzuty za przekazywanie informacji mediom, ale za sprawy wcześniejsze niż afera taśmowa. 

Co o swoim informatorze i ewentualnych autorach nagrań mówi "Wprost"? "Wiemy, kto jest źródłem. Personalnie" - napisał na Twitterze Michał Majewski. Wcześniej ujawnił, że dziennikarze kontaktują się ze swoim informatorem przez internet. Nagrań nie dostarcza im na żadnym nośniku (płyta, pendrive itp.), ale zamieszcza w tzw. "chmurze". 

Majewski podobnie jak "Newsweek" sceptycznie odnosi się do informacji o rzekomej roli majora Dariusza P. w sprawie podsłuchów. "Nigdy w ochronie osobistej nie chodził i wykonywał biurowe prace od miesięcy" - napisał dziennikarz na Twitterze. Sugerowany udział Piotra Nisztora w całej intrydze skomentował ironicznie: ""Nisztor dzwonił i sie żali, ze z GW nie zadzwonili, żeby przed publikacją spytać, jak to jest z tym jego BOR-owsko-PiS-owskim spiskiem".

Zobacz również:

Naczelny "Wprost" Sylwester Latkowski, który odniósł się na blogu do zarzutów formułowanych pod adresem tygodnika kwestię tego, kto i po co mógł nagrywać potraktował ogólnikowo. "Jeśli ktoś nagrywa kluczowych polityków w państwie przy obiedzie to alarm dla polskich służb. Widzimy ich bezradność. Nie wiedziały o podsłuchach, nie potrafiły przed nimi uchronić. Taśmy zostały nagrane wiele miesięcy temu, nie wiadomo, ile ich jest. Co się z nimi działo? Czy ktoś je mógł wykorzystywać? Szantażować za ich pomocą polityków? Prezesów spółek? Czy użytek mogły z nich robić obce państwa?" - napisał. Na żadne z tych pytań nie próbował jednak odpowiedzieć. 

(mn)