PKP Intercity ma dwa rozkłady - jeden wirtualny, a drugi w realu; jeden na papierze, a drugi prawdziwy. Dlaczego? Śrubujemy normy w trosce o pasażera - tłumaczy rzecznik firmy. Ten nierealny harmonogram ma mobilizować pracowników spółki, by osiągali czasy przejazdu zapisane w rozkładach - dodaje.

Proszę sobie zdać sprawę, żeby pociąg przejechał z Warszawy do Krakowa, wielu ludzi nad tym pracuje, wielu ludzi jest zmobilizowanych do tego, żeby realizować założony bardzo ambitny rozkład jazdy - twierdzi Paweł Ney, rzecznik PKP Intercity.

Co więcej, w rozmowie z naszym reporterem przekonuje, że to już się udaje. Tyle tylko, że twierdzi tak, cytując statystyki tworzone na potrzeby spółki. Znakomita większość pociągów kursujących np. między Warszawą a Krakowem dojeżdża punktualnie według wyśrubowanego rozkładu, który ma tylko trzyminutową rezerwę na całej trasie przejazdu - zaznacza.

Rozkład jazdy PKP Intercity ma mobilizować kolejarzy do szybszej jazdy. Tylko skąd pasażerowie mają wiedzieć, że za tym, co widzą w rozkładzie jazdy, kryje się psychologiczna sztuczka stosowana przez firmę wobec pracowników?

Ale jeśli już mobilizacja zaczyna działać i - jak podkreśla rzecznik firmy - przynosi efekty, w imieniu pasażerów apelujemy do Intercity: W rozkładach skróćcie wszystkie przejazdy do godziny!

Chcesz wiedzieć, czy twój pociąg ma szansę dojechać na czas? Daj sobie spokój z rozkładem jazdy, sprawdź sam, jaka lokomotywa ciągnie skład.

Aby to sprawdzić, trzeba się pofatygować do lokomotywy i spojrzeć na boczne oznaczenie. Jeśli będzie się rozpoczynać od EP 07, skład ciągnięty przez taki elektrowóz na pewno nie przyjedzie na czas. Natomiast mamy szansę zmieścić się w rozkładzie, gdy opis zaczyna się od EP 09 lub gdy widzimy zupełnie nową lokomotywę Husarz firmy Siemens.

Prędkość maksymalna lokomotywy EP 07 to jedynie 125 kilometrów na godzinę. Natomiast rozkłady wyśrubowano do elektrowozów osiągających 160 km/h. Tych niestety nie starcza, dlatego zastępują je wolniejsze.

Pociągu nie da się przyspieszyć

Reporter RMF FM Grzegorz Hatylak rozmawiał z jednym ze szczecińskich maszynistów. Jego zdaniem takie rozwiązanie w żaden sposób nie jest w stanie sprawić, żeby pociągi jechały szybciej. Takie sztuczki to niech sobie sami wobec siebie stosują. Ze Szczecina do Poznania to ja zrobię w trzy godziny, i żeby nie wiem co napisali na rozkładzie, to szybciej nie dam rady. Dla mnie to żadna mobilizacja maszynistów, tylko oszukiwanie pasażerów. Jeden z drugim zdecyduje się na przejazd, licząc, że zdąży dojechać na miejsce o wskazanym czasie, a skoro jest to nieprawdziwy czas, to jest to najzwyklejsze oszustwo. A potem pretensje pasażerów do maszynistów i konduktorów - mówił zbulwersowany maszynista.