"Nie wiem. Może gdzieś go trzeba będzie wystawić, jak jest taki popularny?" – tak reżyser „Idy” Paweł Pawlikowski odpowiedział na pytanie, co zrobi teraz ze statuetką Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. "Ciężki. Dobrze, łatwo się macha, można sobie ćwiczyć, tylko trzeba mieć dwa" – komentował Pawlikowski na warszawskim Okęciu. Zapewnił, że nie planuje przenosić się do Hollywood i nadal chce tworzyć w Polsce.

To mnie strasznie zaskoczyło, że ten film działa - bo jest uniwersalny - w tylu różnych kontekstach. Ludzie wyczuli, że tutaj chodzi o jakąś większą sprawę niż historyczne tłumaczenie, czy jakieś specyficzne polskie rzeczy. To mnie zaskoczyło. Tak chciałem, ale nie marzyłem, że aż tak dobrze to pójdzie – komentował reżyser swój sukces.

Pytany o dotychczasowe reakcje na "Idę" w Polsce, nie tylko pochwały i gratulacje, ale także zarzuty o antysemityzm i antypolskość, odparł: "Już przestałem słuchać. Już od jakiegoś czasu słyszę, jakieś straszne rzeczy się dzieją. Ale trudno, przyzwyczaiłem się, nie ma sprawy. Różne rzeczy mi zarzucano. Ale - ile można? Już trochę mi przeszła ochota na słuchanie". Potem się do Ameryki też to przeniosło. Wszyscy byli zaskoczeni, że w Polsce tak strasznie psioczą na ten film, że jest antypolski, antysemicki - dodał.

Pawlikowski uważa, że oscarowy sukces "Idy" może wpłynąć na postrzeganie polskiego kina na świecie. Na pewno będzie ono bardziej zauważane przez różnych selekcjonerów festiwalowych i różne komisje - bo do niedawna trochę olewali nasze filmy. I może zdopinguje tutaj ludzi, żeby robić bardziej trudne filmy. Właśnie nie „na Oscara”, o dziwo - powiedział. Bo ten film był tak „nie na Oscara” zrobiony, że to jest fajne i śmieszne - dodał, odnosząc się do "Idy".  

Przyznał, że ma już w planach kolejne filmowe projekty. Zapewnił, że chce kontynuować współpracę z Łukaszem Żalem, "o ile będzie wolny, bo teraz będzie miał wzięcie niesamowite". Z wielką chęcią, bo to jest świetny chłopak. Nie tylko dobry operator, ale dobry człowiek. Postanowiłem od tego filmu już tylko pracować z ludźmi, których lubię, z dobrymi ludźmi, co wcale nie jest łatwe w kinie, ale myślę, że się prawie udało przy „Idzie”  i powinno się udać przy następnym filmie - powiedział Pawlikowski. Zaznaczył, że chce tworzyć filmy o temacie uniwersalnym. Ja nie myślę: „to jest polski temat”. Uniwersalne rzeczy mnie interesują. A gdzie się dzieją, to już drugorzędne. Ale raczej w Polsce. Bo tutaj mam kupę historii jeszcze do opowiedzenia - tłumaczył.

Zapowiedział, że nie zrealizuje raczej filmu opowiadającego o Polsce współczesnej. Dawno tu nie mieszkałem. Teraz zrozumiałem, że jej do końca nie rozumiem, tej współczesnej Polski. Przez te wszystkie reakcje - do końca nie zrozumiałem, co tu się dzieje - przyznał.

Pawlikowski zapewnił, że zamierza pozostać przy kinie artystycznym. A co mam robić? Już mam swoje lata, już nie będę się zmieniał - mówił.

Jak powiedział, po zdobyciu Oscara nie zamierza przenosić się do Hollywood, aby tam kontynuować zawodową karierę. Tam jednak to nie jest kino autorskie. Chyba że się jest Amerykaninem, który tam wyrósł i tam się rozwinął. Tak jak Wes Anderson - mówił. Sam chcę wymyślać swoje filmy i chcę je sam kontrolować, cały ten proces. O to jest bardzo trudno w Stanach - argumentował.

(mpw)