„Każdy, kto się znalazł w tej piątce, już wygrał. Jeden film musi zostać wybrany - takie są zasady. Ale już sama nominacja jest naprawdę super wydarzeniem” mówi Tomasz Śliwiński, reżyser filmu „Nasza klątwa” nominowanego do Oscara. Z reżyserem w Hollywood rozmawiał nasz amerykański korespondent Paweł Żuchowski.

Paweł Żuchowski, RMF FM: Z dużym zainteresowaniem filmem spotyka się pan tutaj w Hollywood ?

Tomasz Śliwiński, reżyser "Naszej klątwy": Z bardzo dużym. Bardzo pozytywne reakcje. Każdy chce wiedzieć, co u nas. Jak nasza historia, bo film dotyczy naszej prywatnej historii. Ale naprawdę bardzo pozytywny jest odbiór tego i reakcje ludzi.

Jak pan ocenia swoje szanse na Oscara?

Ja się nad tym nie zastanawiam. Ja widziałem wszystkie filmy. Wszystkie są bardzo dobre, a jednocześnie bardzo różne, więc nie wnikam w to wszystko. Co będzie to będzie. Uważam, że już wszyscy jesteśmy wygrani, że jesteśmy w tej piątce. A reszta to już tylko taka formalność.

Z całą pewnością sama nominacja to już ogromy sukces.

Dokładnie. Każdy, kto się znalazł w tej piątce już wygrał. A, że jeden musi zostać wybrany to takie są zasady. Ale już samo znalezienie się jest naprawdę super wydarzeniem.

Co ten Oscar zmieniłby w pana życiu?

Tak naprawdę nie wiem czy on by dużo zmienił. Mi się wydaje, że już to, że tu jesteśmy, że jesteśmy nominowani i że została zwrócona uwaga zarówno na film, jak i na mnie jako reżysera jest naprawdę fajne. Ja jestem w pełni usatysfakcjonowany tym, co już jest. Ale jak mówię, ja się nie zastanawiam nad werdyktem niedzielnym. Zobaczymy.

A do tego niedzielnego wieczoru jest już pan przygotowany?

Ubiór jest gotowy. Jeszcze tylko muszę mowę przygotować tylko na wszelki wypadek. A wszystko będzie się działo w niedzielę. Tak więc zobaczymy. Trudno się jakoś przygotowywać. Zwłaszcza, że ten okres przed ceremonią jest bardzo intensywny. Każdego dnia są jakieś imprezy i wydarzenia, na których trzeba być i uczestniczyć. Trudno więc się nawet zastanawiać nad tym, co będzie w niedzielę.

Wspomniał pan o tej mowie. To jest chyba kilkadziesiąt sekund. Gdyby dziś pan musiał mówić, co by pan powiedział?

Jeszcze nie mam przygotowanej mowy, więc nie będę tutaj próbował ( śmiech). Mowa jest krótka. To jest 45 sekund. Nie ma więc specjalnie czasu się rozwodzić. Tylko po prostu podziękować za ten zaszczyt otrzymania statuetki, jeśli coś takiego się wydarzy. Ale zobaczymy.

Słyszałem, że chętnie poszlibyście na imprezę Vanity Fair ( śmiech).

Oczywiście, że chętnie. To jest po prostu największa impreza po ceremonii rozdania Oscarów. Ale tam jest tylko wstęp dla tych, którzy dostali Oscara i ekip. Tylko w ten sposób można wejść. Tak więc to jest taka naturalna kolej rzeczy. Każdy, kto dostaje Oscara kończy wieczór na imprezie Vanity Fair.

Z jednej strony jest pan reżyserem tego obrazu. Ale jest pan i po drugiej stronie kamery. I do tego to wszystko to pana prywatna historia. To zwraca uwagę tego hollywoodzkiego świata?

Stawia mnie to w bardziej komfortowej sytuacji, bo jestem dużo bardziej rozpoznawalny. Każdy, kto widział film kojarzy mnie, że to ja jestem reżyserem tego filmu. I myślę, że to jest ważne dla osób, które oglądały ten film, że to jest osobista historia i że to jest jakby próba przekucia jakiejś historii prywatnej w jakąś formę sztuki. Tak więc na pewno spotyka się to z zainteresowaniem. Ale mówię - film jak film. Taka akurat historia.

No trochę skromnie pan mówi - film jak film. Nie każdy film zostaje nominowany i nie każdy film ma szansę na Oscara.

Tak, ale mówię film jak film w kontekście tych pięciu nominowanych do Oscara. Każdy z tych filmów jest inny każdy opowiada inną historię.  I każdy jest unikatowy. Każdy prezentuje swoją historie.

Spodziewał się pan z żoną, kiedy pierwszy raz włączył pan kamerę, że wyjdzie z tego wszystkiego film nominowany do Oscara?

Ja nawet się nie spodziewałem, że ten film powstanie - to po pierwsze. Nie byliśmy pewni, czy ta historia ułoży się w film. Nawet nie wiedzieliśmy, jak nasze losy się potoczą. A po drugie nie wiedzieliśmy, czy będziemy chcieli to pokazać, bo filmowaliśmy dość intymne chwile naszego życia.

Jak procentowo pan ocenia szanse na Oscara?

20 procent. 5 filmów. Każdy ma 20 procent ( śmiech).

A gdyby dziś pan dowiedział się, że jest faktycznie ten Oscar. Co by pan pomyślał?

Nie ukrywam, że bym się ucieszył. To jest jakby ukoronowanie całej drogi. Ale ja o tym nie myślę. Co będzie to będzie. Na razie staram się cieszyć chwilą. Tym, że tutaj jestem. W tym miejscu i na tym się skoncentrować.

Trzymam kciuki za Oscara

Dziękuję bardzo.

Wyjątkowe wydanie "Naszej klątwy"!

Mieliśmy dla Was specjalne wydanie "Naszej klątwy" na DVD z autografem Tomasza Śliwińskiego. Trafi ono do osoby, która najciekawiej uzasadniła, dlaczego tej film powinien dostać Oscara.