Żadnych zaskoczeń – tak o tegorocznych Oscarach mówi Wiesław Kot, publicysta filmowy z Poznania. „Avatar” wygrał w kategoriach decydujących o urodzie wizualnej filmu. Zwycięstwo filmu o Iraku „The Hurt Locker" to dowód na to, że Ameryka zajmuje się głównie sobą samą.

"Avatar" to krok milowy w historii kina – mówi Wiesław Kot. Ale natychmiast dodaje, że jest to film wydmuszka, kalka kalek, produkcja wtórna, nudna i schematyczna. Jednocześnie to krok milowy w technologii. To komputery powinny dostać Oscara – twierdzi Kot. Reżyserzy po wielkim "Avatarze" będą chętniej sięgać do technologii 3D. Ten film będzie tak ważny jak wprowadzenie dźwięku i szerokiego ekranu w kinie.

Sandra Bullock to - zdaniem Wiesława Kota - mierna choć naturalnie zachowująca się przed kamerą aktorka. Dostała Oscara za wytrwałość i częstotliwość pokazywania się na ekranie. Nagroda – jak mówi publicysta – należała się jej fantastycznej konkurentce Helen Mirren za rolę żony Tołstoja w „Ostatniej stacji”. Oscar dla Bullock to Oscar grzecznościowy. Co innego Jeff Bridges. On zawsze grał zakręconych, niespokojnych i niesformatowanych Amerykanów mających trudności z realizacją amerykańskiego marzenia.

Dzieło Kathryn Bigelow nie jest arcydziełem reżyserii. Film udaje dokument. Jest splotem podobnych do siebie epizodów. Cudu reżyserii tu nie ma. Bigelow wygrała, bo nie miała konkurentów. Jej film jest ciężki i opowiada o brudnej wojnie. Reżyserka pokazuje postać amerykańskiego żołnierza, który po powrocie do domu będzie nikim. Przerabialiśmy to w przypadku filmów o Wietnamie. To nic odkrywczego.

Gala oscarowa niczym nie zaskakuje – mówi Wiesław Kot. Jest wyreżyserowana, a teksty prowadzących są pisane, by całość przypominała kabaret. To ,co mi się podoba ,to dystans i kpiny prowadzących ze znanych aktorów. Ściąga to wielkie gwiazdy na Ziemię.