Juliet Taylor, gość specjalny tegorocznej edycji festiwalu Off Plus Camera w Krakowie, jako dyrektor castingu pracowała ze Stevenem Spielbergiem, Martinem Scorsese, Alanem Parkerem i Sydneyem Pollackiem. Obsadziła ponad osiemdziesiąt filmów, w tym ponad trzydzieści dla Woody Allena. Na liście z jej dorobkiem znajduje się „Lista Schindlera”, „Czułe słówka”, czy „Bezsenność w Seattle”. Zdobyła nagrodę Emmy za wybór aktorów do mini serialu HBO „Anioły w Ameryce”. Jej współpraca z Woody Allenem sięga „Miłości i śmierci” z 1975 roku po ostatnie - „Zakochani w Rzymie” oraz „Blue Jasmine”. ”Z Woody Allenem można być szczerym” – mówi w RMF FM Juliet Taylor.

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: Na festiwalu Off Plus Camera w Krakowie jest pani członkinią Międzynarodowego Jury, które ocenia filmy w Konkursie Głównym. Oglądacie młodych reżyserów, a konkurs nosi nazwę "Wytyczanie drogi". Jak pani rozumie tę nazwę?

Juliet Taylor: Każdy z tych reżyserów ma koncie jeden, najwyżej dwa filmy. Widziałam już 10 konkursowych filmów na 12, które walczą o główną na nagrodę i one są niezwykłe. Doskonale zrobione. Połowa z tych reżyserów to kobiety, co trzeba przyznać, jest niecodzienne i warte podkreślenia. Więc myślę, że w "Making Way" chodzi o to, że ci młodzi reżyserzy zaczynają iść swoją drogą. Torują sobie swoją własną ścieżkę i muszą pokonać na tej drodze wiele przeszkód, bo przecież nie jest łatwo zrobić film.

Na co zwraca pani szczególną uwagę oglądając film?

Przede wszystkim na historię, którą opowiada mi reżyser. Może dlatego, że tak bardzo lubię teatr. Nie należę do osób, które zachwycają się wyłącznie przepięknymi ujęciami czy niezwykłymi zdjęciami. Zwracam uwagę na to, czy historia, którą oglądam mnie porusza. Jak działa na moje zmysły. Śledzę również jak naszkicowane są postacie, jak są zbudowane. Tu na festiwalu jest wiele takich filmów z mocnymi postaciami. I gra w nich wielu młodych, nieznanych, ale bardzo utalentowanych aktorów, których role są niezwykłe.

Czytałam list, który Woody Allen napisał o pani, o pani pracy, o tym jak jest ona ważna. Odkryła pani wielu aktorów i aktorki, ale wiem, że nie lubi pani słowa "odkryła". "Pomogła" brzmi lepiej?

Myślę, że sformułowanie "odkryła" jest trochę na wyrost. Kiedy Meryl Streep skończyło szkołę i zaczęła pracować w Nowym Jorku wszyscy wiedzieli, że jest ktoś taki jako ona i że ona niezwykłą aktorką. Więc to ja miałam szczęście, że udało mi się znaleźć dla niej główną rolę, od której zaczęła się jej kariera. I czy chodzi o obsadzenie w filmie dziecka, czy kogoś z ulicy, to zawsze chodzi o odkrycie jego talentu. Więc w tym sensie ma pani rację, pomagam odkrywając ich umiejętności.

Od lat współpracuje pani z Woodym Allenem. Kto rządzi w tym "związku"?

(śmiech) To zabawne, że o to pani pyta, bo z nim wyjątkowo łatwo mi się pracuje. A robimy to razem od 40 lat. On jest bardzo otwartym człowiekiem, w jego towarzystwie naprawdę można mówić to, co się myśli.  On zawsze czeka na  opnie ludzi, z którymi pracuje, więc nigdy nie musimy niczego udawać. Z Woodym Allenem można być szczerym. Czasem się z nim droczę, że nie zgadzam się na jego pomysły, a on mi na to pozwala, bo znamy się przecież tak dobrze. I moje kategoryczne "nigdy w życiu" zawsze go bawi. Współpraca doskonała - tak nazwałabym nasze relacje.

Cate Blanchett za pierwszoplanową rolę w filmie "Blue Jasmine" dostała w tym roku Oscara, a konkurencja była naprawdę mocna. To był pani wybór?

Nasz wspólny. Woody zawsze myśli o tym, z kim chciałby pracować, na długo przed filmem. Często rozmawiamy kogo musimy mieć. Ale nie zawsze się udaje, bo aktorzy mają bardzo napięte grafiki.. On zawsze chciał pracować z Cate Blanchett. A ona z nim. Więc poczekaliśmy, aż Cate skończy swoje filmowe zajęcia. I tak udało nam się wszystko zaplanować, że zagrała główną rolę.

To jest pani pierwsza wizyta w Polsce, jak wrażenia z Krakowa?

Kraków jest piękny, nawet gdy pada deszcz. Jest tu tyle wspaniałych rzeczy, które muszę zobaczyć. A ludzie są przemili.