Chiny potępiły przyznanie Pokojowej Nagrody Nobla chińskiemu dysydentowi Liu Xiaobo. Uroczystość w Oslo nazwały "polityczną farsą". Władze w Pekinie, które wiele razy krytykowały decyzję Komitetu Noblowskiego, nazywają Liu "przestępcą".

Tego typu farsa polityczna nigdy nie zawróci ludu Chin z drogi do socjalizmu - napisała rzeczniczka chińskiego MSZ Jiang Yu w komunikacie opublikowanym na stronie internetowej.

Spiski są z góry skazane na niepowodzenie. (...) Zdecydowanie sprzeciwiamy się temu, by jakikolwiek kraj lub osoba wykorzystała Pokojową Nagrodę Nobla do ingerowania w sprawy wewnętrzne Chin lub naruszania suwerenności prawnej kraju - napisała Jiang.

Fakty świadczą o tym, że decyzja Komitetu Noblowskiego nie reprezentuje większości państw na świecie - oceniła rzeczniczka MSZ.

Chiny wywierały mniej lub bardziej otwarte naciski na dyplomatów i działaczy praw człowieka, żeby zniechęcić ich do uczestniczenia w ceremonii w Oslo. We wtorek chińskie MSZ poinformowało, że "zdecydowana większość" państw nie weźmie udziału w piątkowej ceremonii.

Komitet Noblowski poinformował, że zaproszenie na uroczystość odrzuciło tylko kilkanaście państw, m.in. Chiny, Rosja, Kazachstan, Kolumbia, Arabia Saudyjska, Pakistan, Irak, Iran, Wietnam, Afganistan, Wenezuela, Filipiny, Egipt i Kuba.

Dziś w Pekinie nie można było odbierać programów telewizji CNN, BBC i TV5, które transmitowały na żywo ceremonię uhonorowania pokojowym Noblem chińskiego działacza. Zablokowano również niektóre zagraniczne strony internetowe, w tym portale BBC i CNN.

Liu Xiaobo od prawie dwóch lat odbywa w Chinach karę 11 lat więzienia. Został skazany za "działalność wywrotową". Nie tylko laureatowi, ale też jego najbliższej rodzinie zabroniono wyjazdu do Oslo. Podczas ceremonii dyplom Pokojowej Nagrody Nobla umieszczono symbolicznie na pustym krześle.

Zdarzyło się to po raz pierwszy od 1936 roku, gdy niemiecki publicysta Carl von Ossietzky nie mógł odebrać pokojowego Nobla, ponieważ naziści zabronili jemu i jego najbliższej rodzinie wyjazdu do Oslo.