Po dwóch dniach ścigania po argentyńskich nizinach uczestnicy Rajdu Dakar dotarli do miasta San Miguel de Tucuman u podnóża Andów. Temperatura jest tu nadal wysoka (38 st. C), ale wrażenie upału co jakiś czas łagodzi podmuch wiatru.

Etap był jednym z najdłuższych w tegorocznej edycji. Miał ponad 800 km, w tym prawie 300 to odcinki specjalne. Biwak zlokalizowano na torze wyścigów konnych w stolicy prowincji, liczącym pół miliona mieszkańców Tucuman.

Pierwsi uczestnicy rajdu dotarli tu po południu, a ostatni będą po północy. Wcześniej organizatorzy rozstawią biwak, co jest niezwykle złożoną operacją. Na ogół muszą zainstalować wszystko od podstaw, czyli biuro zawodów, prasowe, punkt medyczny i przede wszystkim sanitariaty dla trzech tysięcy uczestników. Rzadko się zdarza, by tak jak dzień wcześniej na terenie klubu motorowego w Resistencii można było skorzystać z istniejących pryszniców.

Wszystko przebiega bardzo sprawnie. Jedna ekipa po starcie składa biwak, podczas gdy inna na mecie go rozkłada. Biwak funkcjonuje praktycznie całą dobę, ponieważ pierwsi kierowcy ruszają na trasę o czwartej rano, a ostatni kończą poprzedni etap niewiele wcześniej. Przez cały dzień funkcjonuje też stołówka, która jest najlepszym miejscem spotkań. 

Dakarowe towarzystwo jest bardzo kolorowe. Przeważają Europejczycy, jest też wielu Azjatów i oczywiście przedstawicieli Ameryki Południowej. Członkowie poszczególnych ekip noszą podobne stroje, ale na tym tle wyróżniają się Białorusini obsługujący ciężarówki Maz. Zawsze chodzą na posiłki grupowo w przyciągających wzrok czerwonych kombinezonach roboczych.

Uczestnicy rajdu mogą skorzystać także z czegoś na kształt klubu muzycznego. Na ogół jest on jednak pusty, bowiem kierowcy każdą wolną chwilę poświęcają na odpoczynek, a ich mechanicy na pracę przy pojazdach.
Umiejętne rozłożenie sił jest bardzo ważne w tej dwutygodniowej, najtrudniejszej off roadowej imprezie świata. Dotyczy to nie tylko uczestników, ale także dziennikarzy podążających w rajdowej karawanie.

Uprzywilejowani są ci, którzy kolejne etapy pokonują samolotem. Większość jednak korzysta z przygotowanych przez organizatorów autobusów. Wyjeżdżają o czwartej rano, by na oddalony często o blisko tysiąc kilometrów biwak dotrzeć po południu lub wieczorem. Mają mało czasu na pracę, bowiem szybki internet jest wyłączany o 21. Później można korzystać jedynie z niestabilnego wi-fi.  

Większość uczestników rajdu ma już dosyć tropikalnych upałów. W poniedziałek po południu temperatura w Resistencii dochodziła do 40 stopni, a nocą była niewiele niższa. W środę będzie chłodniej, bo na trasie etapu do San Salvador de Jujuy kierowców czeka najwyższy punkt w tej edycji Dakaru mający 4960 m. 

(mal)