To na pewno jest jakieś doświadczenie, element, którego trzeba się spodziewać w tym sporcie. Takie rzeczy się zdarzają. Fajnie, że nic się nie stało. Mam nadzieję, że przygotowania i treningi pójdą dalej tak, jak szły do tej pory - tak Adam Małysz skomentował w rozmowie z dziennikarką RMF FM swój wypadek podczas próby bicia rekordu prędkości jazdy samochodem w terenie. Jego auto wypadło z zakrętu i dachowało.

Trochę za ciasny zakręt był i jak wjeżdżałem w zakręt, to złapało mi lewe koło i przekoziołkowałem - opowiadał Małysz w rozmowie z naszą dziennikarką. Pytany o prędkość, z jaką wtedy jechał, odpowiedział: Nie patrzyłem na licznik. To się jedzie bardziej na wyczucie. Ja jechałem jako szósty, wiedziałem, że tam już jest dosyć "wyrobiony" ten zakręt, że jest duża koleina. Chciałem go (zakręt - RMF FM) trochę przyciąć, żeby mnie nie rzuciło, ale złapało mnie z kolei drugie koło, dlatego koziołkowałem. Kierowca RMF Caroline Team zapewnił jednak, że skończyło się na "drobnych otarciach samochodu".

Małysz wziął w Żaganiu udział w próbie bicia rekordu prędkości jazdy samochodem w terenie. I przed wypadkiem zdążył go pobić - osiągnął 180 km/h. Poprzedni rekord wynosił 176 km/h i należał do Alberta Gryszczuka - również kierowcy RMF Caroline Team.