Krzysztof Hołowczyc, przed rokiem trzeci wśród kierowców samochodów, uważa, że w tegorocznym Rajdzie Dakar Polaków prześladował pech. „Walczyli z wielką ambicją i chęcią dorównania najlepszym. Dali z siebie wszystko, co do tego nie mam wątpliwości. Bardzo im współczuję" – powiedział. "Rewelacją był Mikko Hirvonen. Debiutujący w tej imprezie Fin dojechał moim Mini na czwartej pozycji" - podkreślił olsztynianin.

Krzysztof Hołowczyc, przed rokiem trzeci wśród kierowców samochodów, uważa, że w tegorocznym Rajdzie Dakar Polaków prześladował pech. „Walczyli z wielką ambicją i chęcią dorównania najlepszym. Dali z siebie wszystko, co do tego nie mam wątpliwości. Bardzo im współczuję" – powiedział. "Rewelacją był Mikko Hirvonen. Debiutujący w tej imprezie Fin dojechał moim Mini na czwartej pozycji" - podkreślił olsztynianin.
Krzysztof Hołowczyc /PAP/Leszek Szymański /PAP

Na trasę Rajdu Dakar, długości 9500 km, wystartowało z Buenos Aires 2 stycznia 358 zawodników i załóg. Do mety dojechało nieco ponad 60 procent: 84 motocykle, 67 samochodów, 44 ciężarówki i 23 quady.

Krzysztof Hołowczyc przyznał, że spodziewał się co najmniej jednego Polaka w czołowej "10", zwłaszcza że dysponowali oni znakomitymi pojazdami i dobrym zapleczem. Pytany, czy nie jest mu żal, że nie wybrał się do Ameryki Południowej, podkreślił: Jestem konsekwentny. Swoje już w Dakarze zrobiłem. Przyszedł czas na inne wyzwania, chociaż niektórzy odsyłali mnie już na emeryturę. A ja jeszcze pociągnę i ponaciskam prawy pedał - zapowiedział. Przede mną sezon zawodów rallycrossowych i emocje z "potworem" - 650 koni mechanicznych, co w niespełna dwie sekundy osiąga szybkość 100 km/h - dodał.

W poprzedniej edycji Dakaru pilotem Hołowczyca był Xavier Panseri. Tym razem Francuz zasiadł obok Adama Małysza, ale w innym Mini.

Mój samochód, którym zająłem trzecie miejsce, przejął Hirvonen. Ponadto obsługiwał go mój zespół, z Pawłem Paziem z Olsztyna w składzie. Jednak nie przez żadną sympatię twierdzę, że największą rewelacją tegorocznego Dakaru jest fiński kierowca. Ja wiem, co to znaczy debiutować w rajdzie terenowym. W pierwszym starcie byłem 60., zaś Hirvonen jest czwarty, a mógł być trzeci, gdyby jego pilot Michel Perin nie popełnił błędu, przez co stracili 40 minut - powiedział PAP Hołowczyc. Zwrócił też uwagę, że podium 38. edycji Rajdu Dakar jest podobne do 37., z tą tylko różnicą, że w sobotę w Rosario na najwyższym stopniu stanął Francuz Stephane Peterhansel, a obok niego ci sami co w 2015 roku - Katarczyk Nasser Al-Attiyah (był pierwszy) i Giniel de Villiers z RPA (drugi).

W pierwszym tygodniu rywalizacji w Argentynie wielu sympatyków motosportu zachwycało się jazdą Sebastiena Loeba, który był zdecydowanie najszybszy na odcinkach specjalnych. Jednak w końcowej klasyfikacji dziewięciokrotny rajdowy mistrz świata uplasował się na dziewiątej pozycji ze stratą 2 godzin 22 minut do zwycięzcy.

Faktycznie, Francuz jechał świetnie, bowiem nawierzchnia trasy preferowała kierowców WRC, a on wykorzystywał maksymalnie sprzęt. Ja natomiast twierdziłem, że sytuacja wyprostuje się na piaszczystych, wydmowych odcinkach. Tam dopiero, w wielkim upale, zaczynają się prawdziwe zmagania w najtrudniejszym na świecie rajdzie terenowym. I nowicjusze, nawet najlepsi na szosie, mają znikome szanse na sukces w zupełnie innym ściganiu - ocenił Hołowczyc.

Rok temu zrealizowałem swoje wielkie sportowe marzenie. Kosztowało mnie to 10 lat ciężkiej pracy, wiele wyrzeczeń i zupełnego poświęcenia się pasji - wspominał "Hołek". Gdy pierwszy raz w 2005 roku dojechałem zupełnie wycieńczony do mety w senegalskim Dakarze na 60. miejscu, byłem pewny, że więcej tam nie wrócę, że to nie dla mnie. Jednak czas leczy rany i zmienia podejście, nawet do tego, czego się początkowo nie chce - dodał.

(mn)