Rafał Sonik awansował na pozycję wicelidera po 11 etapach Rajdu Dakar. Zawsze się wydaje, że można było bardziej przycisnąć. Najważniejsze, że nie uszkodziłem quada, że nie zrobiłem mu krzywdy i że krzywdy nie zrobiłem sobie - cieszył się na mecie w El Salvador, w samym środku pustyni Atakama. Etap zakończył na czwartej pozycji.

Czwartkowy odcinek długości 605 km, ciągnący się po zdradliwych wydmach, najszybciej - w 8 godzin i 47 minut - pokonał Chilijczyk Ignacio Casale. Krakowianin przybył na metę 19 minut i 27 sekund po nim.

Jestem trochę przymulony, ale to przejdzie do rana. Nie rozróżniam, czy było bardziej, czy mniej męcząco. Był to jeden z tych etapów, które decydują o wynikach rajdu. Wczoraj popełniłem błąd, to dziś postanowiłem już się nie mylić. W zasadzie to się udało - mówił na mecie Sonik, którego oficjalnym patronem radiowym jest RMF FM.

Przyznał, że miejscami mógł jechać szybciej. To zawsze się tak wydaje, że można było bardziej przycisnąć. Najważniejsze, że nie uszkodziłem quada, że nie zrobiłem mu krzywdy i że krzywdy nie zrobiłem sobie. Bo jakbym pojechał o 5 czy 10 km szybciej, ale rozwalił koło, ośkę, czy wahacze, byłoby dużo gorzej. Więc nie mam powodów, żeby być niezadowolonym z tego odcinka - podkreślił.

Dodał, że na wydmach na pierwszym podjeździe silnik zagrzał się do 118 stopni. Poszliśmy w wydmy prosto z kamieni, a na kamieniach trzeba mieć wysokie ciśnienie w oponach, natomiast na wydmach niskie. Więc nie wiedząc, że będzie taki pierwszy morderczy podjazd pod te wydmy, jeszcze nie zszedłem z ciśnieniami. W efekcie silnik się przegrzał, musiałem się zatrzymać i go schładzać - relacjonował.

Kapitan Poland National Team wspomniał, że na trasie mijał Sergio Lafuente i informacja organizatorów o zepsutym silniku Urugwajczyka była "kaczką". Urwał osłonę dolną wahacza tylnego, skrzywił zębatkę i tarczę hamulcową. Było mnóstwo rzek, kamieni, głazów i przejazdów przez skały. Tam trzeba jechać super miękko i delikatnie. A on od początku jechał zdecydowanie szybciej, niż na to pozwalał teren i jego umiejętności. Nie jest Chilijczykiem, więc nie mógł też liczyć, że w 15 minut dostarczą mu wszystkie potrzebne części, raz-dwa się naprawi i będzie mógł jechać dalej, tak jak Casale - zaznaczył.

Dzisiaj przedostatni etap - z El Salvador do La Sereny z odcinkiem specjalnym długości 349 km.

(edbie)