Strajk trójkolorowych na mundialu stał się we Francji "aferą stanu". Prezydent Nicolas Sarkozy wysłuchuje w tej chwili w Pałacu Elizejskim wyjaśnień napastnika Thierry'ego Henry'ego. Wysłał po niego na lotnisko samochód z policyjną ochroną.
Na razie nieznane są szczegóły spotkania. Minister sportu, która rozmawiała z piłkarzami jeszcze w RPA, twierdzi natomiast, że kontrolę nad reprezentacją Francji przejęli "kaidzi" - to słowo pochodzenia arabskiego, którym we Francji określani są m.in. szefowie gangów w imigranckich gettach. Roselyn Bachelot twierdzi, że "kaidzi-milionerzy" zastraszyli pozostałych zawodników i zmusili ich do strajku w obronie Nicolasa Anelki, wyrzuconego z reprezentacji za to, że obrzucił wyzwiskami trenera. Minister żąda też dymisji szefa francuskiego związku piłkarskiego.
Francuzi zawiedli w mundialu, odpadając już po rozgrywkach grupowych. W pierwszym występie bezbramkowo zremisowali z Urugwajem, a potem przegrali z Meksykiem 0:2 i gospodarzami turnieju 1:2.
Aby uniknąć zamieszek na paryskim lotnisku, ekipa Trójkolorowych po powrocie do kraju została odizolowana od kibiców i dziennikarzy. Niektórzy z członków ekipy opuścili port tylnym wyjściem. Rzecznik reprezentacji Francois Manardo przyznał, że pomocnik Franck Ribery udał się samolotem wyczarterowanym przez Bayern Monachium do Niemiec na zaplanowaną na jutro operację pachwiny.