Były prezes PZPN-u i były sędzia piłkarski. Jedyny polski arbiter, który w czasie mistrzostw świata - we Włoszech w 1990 roku - sędziował aż osiem spotkań. Jest także jedynym Polakiem, który sędziował w finale mundialu: właśnie w 1990 roku w czasie finałowego pojedynku pomiędzy RFN a Argentyną był arbitrem liniowym. W rozmowie z wysłannikiem RMF FM do Arłamowa Wojciechem Marczykiem Michał Listkiewicz mówi o zmianach w sędziowaniu, opowiada o tym, jak w czasie wspomnianego mundialu we Włoszech "opalało się na basenie" i "wypiło winko albo i dwa", zdradza, czy doradzał synowi przed wyjazdem do Rosji i z jakiego wyniku polskiej kadry na rosyjskich boiskach będzie zadowolony.

Wojciech Marczyk, RMF FM: Dlaczego pojawił się pan w Arłamowie?

Michał Listkiewicz: Chciałem "namaścić" na drogę czwórkę naszych sędziów wyruszających do Moskwy: Szymona Marciniaka, Pawła Gila, Pawła Sokolnickiego i mojego syna Tomka.

Dał pan synowi kopniaka na szczęście?

Był kopniak i to porządny, ale pozytywny: żeby szybowali aż do finału i żeby zmazali tą moją klątwę, która liczy już sobie 28 lat. Mam nadzieję, że polscy sędziowie znów zameldują się w finale... Chociaż może nie - bo to by oznaczało, że polska reprezentacja w finale nie zagra. Może lepiej odwróćmy kolejność: najpierw reprezentacja, a potem sędziowie.

Mamy teraz lepszą kadrę czy lepszych sędziów?

Chyba kadrę, bo miała już sukcesy. Ćwierćfinał mistrzostw Europy... wspaniałe mecze kadry Nawałki. Nasi sędziowie są doskonali, ale ciągle są na tej wznoszącej i wszystko jeszcze przed nimi - chociaż w swojej kategorii są ścisłą europejską czołówką.

Na tegorocznym mundialu sporo zmieni się właśnie również dla sędziów. Po raz pierwszy w historii zostanie wykorzystany system VAR.

To, moim zdaniem, jest dobry krok. Można wyrzucić zawodnika z boiska po upływie długiego czasu (od przewinienia). Poza tym koniec z udawaniem, że trenerzy nie korzystają z urządzeń elektronicznych - bo korzystali, tylko udawano, że nikt tego nie widzi. Teraz współpracownicy na trybunach mogą normalnie przekazywać swoje uwagi ławce rezerwowych i jest to usankcjonowane.

Na mundialu będzie dodatkowy sędzia "VAR-owy" zajmujący się tylko i wyłącznie spalonymi.

To jest dobre rozwiązanie. My stosujemy je już w ekstraklasie. Uważam, że to dobry krok. Spalony jest spalonym. Ja nie zgadzam się z taką interpretacją, że "minimalny spalony". W skoku w dal, jeżeli ktoś o centymetr przekroczy belkę, to skok jest nieważny. Nawet jak jest rekord świata. Tak samo ze spalonym: spalony jest spalonym.

Radził pan synowi przed wyjazdem na mistrzostwa świata?

Tak, ale kiedyś to był zupełnie inny mundial. Moje dwa mundiale to była jeszcze piłka romantyczna. Jeszcze sędziowie wychodzili sobie normalnie na miasto, na spacery. To było takie sędziowanie półamatorskie - chociaż oczywiście bardzo się staraliśmy. Dzisiaj sędzia to jest wyczynowy sportowiec. Podlega tym samym rygorom dietetycznym, treningowym, przygotowania, spędzania wolnego czasu - tak że to jest zupełnie co innego. Jakbym mu opowiadał, co ja robiłem na mundialu we Włoszech, to na pewno nie byłaby to na dzisiejsze czasy dobra rada.

A co pan takiego robił?

Po meczu wracało się późnym wieczorem, wypiło się winko albo i dwa. Opalało się na basenie. Flirtowało, oczywiście słownie, z hostessami. Był luzik. Dzisiaj nie ma na to miejsca.

Mundialowa gorączka już się panu udzieliła?

Tak. Wystarczy otworzyć gazetę czy włączyć radio i zewsząd ten mundial wychodzi. Ja też już jestem pełen oczekiwań. Chociaż teraz w zupełnie innej roli. Bardziej denerwowałem się jako prezes PZPN-u. Trochę więc współczuję Zbyszkowi Bońkowi, bo wiem, że to jest trudne uczucie. Nie mam już na nic wpływu, wszystko zrobiłem, a tych jedenastu chłopaków i ten trener w pewnym sensie decydują też o ocenie mojej pracy.

Jaki wynik Polaków na mistrzostwach świata pana zadowoli?

Zadowoli mnie przejście do 1/8 finału, czyli przejście kolejnego kroku po wyjściu z grupy. To naprawdę będzie już bardzo dobry wynik. To są mistrzostwa świata, to jest crème de la crème. Mówienie o medalu czy wręcz mistrzostwie świata, czy choćby o grze w finale, jest trochę mało realistyczne. Chociaż w ‘74 roku też nikt nie dawał szans drużynie Kazimierza Górskiego, a zaszliśmy bardzo daleko - i kto wie, gdyby nie kałuże we Frankfurcie, może byśmy poszli jeszcze dalej.

Jaki mecz jako pierwszy poprowadzą Szymon Marciniak i pana syn?

Myślę, że to będzie drugi mecz fazy grupowej. Oczywiście nie w polskiej grupie. Sądzę, że na pierwszy ogień pójdą najbardziej doświadczeni sędziowie lub egzotyczni sędziowie, którym i tak trzeba dać jeden mecz, żeby "odsędziowali" i potem do domu. Myślę, że Szymon ze swoimi partnerami dostanie mecz w drugiej turze. Jeżeli tam wypadną bardzo dobrze - a muszą wypaść bardzo dobrze - to posędziują kolejny mecz w grupie i potem pójdą jak burza. Może dogonią mnie w ośmiu meczach na mundialu, czego im życzę.


(e)