Rio znowu mnie zaskoczyło. Zamiast obejrzeć pomnik Chrystusa górujący nad miastem, na wzgórzu zobaczyłem tylko mgłę. We mgle zniknęła też panorama Rio.

Jeszcze rano nic nie zapowiadało problemów. Górujący nad miastem pomnik Chrystusa z rozłożonymi rękami - jeden z symboli Rio de Janeiro - wyglądał z dołu jak miniaturka na stromej skale. 

Kilka godzin później pod szczyt dotarliśmy specjalną kolejką. Przypomina stare wysłużone wagony tramwajowe, które mozolnie pną się do góry po stromym zboczu. W czasie jazdy okna są otwarte, dlatego rosnące tuż przy torach drzewa i krzewy rodem z dżungli dosłownie są na wyciągnięcie ręki. Co pewien czas z coraz wyższych partii wyłaniała się też panorama Rio. Wreszcie kolejka podjechała pod szczyt, a do przejścia zostało jeszcze kilkaset bardzo stromych schodów. I wtedy się zaczęło. Mgła pojawiła się nagle i spowiła dosłownie wszystko. Początkowo widać było zaledwie zarysy figury Chrystusa, a niebawem i one zniknęły. Znana ze zdjęć piękna panorama Rio też pozostała tylko w sferze wyobraźni.

Czekam cierpliwie. To przecież tylko natura - usłyszałem od stojącej u stóp figury Amerykanki. Razem z nią czekały setki osób z najdalszych nawet zakątków świata.

To się zdarza. W końcu mamy zimę. A poza tym to są góry. Bywa, że kiedy tu na górze jest mgła, na dole jest piękna pogoda i wysoka temperatura - usłyszałem od jednego z przewodników.

Ale nikt nie schodził w dół. I tak było przez kilka godzin. Pojawiło się nawet słońce, ale ledwo je było widać zza oparów mgły. Zaczęliśmy wracać, kiedy zrobiło się ciemniej. Zaraz po zjeździe kolei do dolnej stacji, było już zupełnie ciemno.

Postać Chrystusa w Rio znajduje się na górze Corcovado. Pomnik jest ogromny, ma prawie 40 metrów wysokości. Odsłonięto go w 1931 roku. Rozłożone ręce Chrystusa mają jednocześnie obejmować miasto i witać wszystkich przyjeżdżających. Tylko głowa waży ponad trzydzieści ton. Ręce rozciągnięte są na odległość ponad 20 metrów.