Policyjna grupa "Generał", badająca okoliczności śmierci Marka Papały, popełniła rażące błędy. Mamy materiały, które uzasadniają postawienie zarzutów - mówi "Gazecie Wyborczej" prokurator generalny Andrzej Seremet o śledztwie dot. błędów w postępowaniu ws. zabójstwa gen. Marka Papały. Dopytywany, czy to zarzuty bardziej do policjantów czy prokuratorów, Seremet stwierdza: "Nie chciałbym uprzedzać, ale śledztwo nie ominie żadnej osoby".

W grupie "Generał" (która badała zabójstwo) było wiele osób, co do których już dziś można wyrazić sporo zastrzeżeń odnośnie ich profesjonalizmu - ocenia szef Prokuratury Generalnej. Jeśli teraz śledczy znajdują w szafie dowody, których wówczas nie badano, to mówi to wiele o tym, jak prowadzono to postępowanie - dodaje.

 Jeżeli prokuratorzy z Łodzi jadą do Komendy Głównej Policji i otwierają szafę, w której znajdują guziki oderwane od koszuli pana Papały, których nie poddano żadnym badaniom, jeżeli znajdują słoik ze śladem zapachowym z miejsca zabójstwa, który już nie nadaje się do badań po tylu latach, to mówi to wiele o tym, jak prowadzono to postępowanie - mówi Seremet.

Lista błędów ciągnie się dalej: na początku śledztwa biegli analizowali film z miejsca zdarzenia. Błędnie zidentyfikowali przedmiot widoczny na dachu samochodu jako liść lipy (Seremet nie podał jednak, co według najnowszych ustaleń leżało na dachu auta). W policyjnej szafie znaleziono 160 tomów materiału operacyjnego, który nie był przedmiotem rzetelnego zainteresowania prowadzących śledztwo warszawskie - ubolewa prokurator.

Jak Seremet odnosi się do ustaleń grupy śledczych z Łodzi, która jako winnego zabójstwa wskazuje złodzieja samochodów Igora Ł.? Nie można podchodzić do tego tropu lekceważąco. W tamtym czasie daewoo espero było cenionym autem na handel - przekonywał Seremet. Dodał jednak, że nie chce jednoznacznie opowiedzieć się za hipotezą łódzkich śledczych.

(mpw)