"Nie byłam grzeczną dziewczynką, lubiłam się bić na dyskotekach, zapalić papierosa, wypić piwo, ale w boksie zrobiłam karierę Nikodema Dyzmy" - mówi pięściarka Karolina Michalczuk. W turnieju olimpijskim Polka zmierzy się z Mary Kom z Indii.

Polska Agencja Prasowa: Przyjechała pani do Londynu bronić honoru polskiego boksu? Żaden mężczyzna nie awansował na igrzyska.

Karolina Michalczuk: Zupełnie tym się nie przejmuję, ciśnienie mi nie skacze. Traktuję olimpiadę jak normalne zawody, mistrzostwa świata czy Europy. Pięściarzom się nie udało, więc ja spróbuję powalczyć. Łatwo nie będzie, bo Kom to pięciokrotna mistrzyni świata i jedna z niewielu zawodniczek, z którą nigdy nie rywalizowałam. Liczę na doping polskich kibiców, ale też mam wiarę w swoje umiejętności.

Zakładała pani, że jako brązowa medalistka mistrzostw świata będzie rozstawiona i zacznie turniej od ćwierćfinału, a nie od 1/8 finału?

Nie, spodziewałam się, że ten przywilej dostaną tylko mistrzyni i wicemistrzyni globu. Od początku nastawiałam się na dwie walki, które muszę wygrać, aby znaleźć się w strefie medalowej. Szykuję się na wojnę w kategorii 51 kg, pierwsza bitwa 5 sierpnia.

I pani, i Kom zdobywacie medale w mistrzostwach globu i kontynentu od dekady. Jak przez ten czas zmienił się żeński boks?

Moja rywalka zawsze występowała w niższej wadze, 45-48 kg. W mojej 54 kg były dwie-trzy wyraźnie lepsze pięściarki, w tym ja, ale zawsze też ktoś nieoczekiwanie wyskoczył z formą. Parę lat temu było łatwiej, teraz poziom zdecydowanie się wyrównał i trudniej o sukcesy. Zawsze powtarzam, że nie mam z żadną z nich rachunków do wyrównania, bo te najwyżej może mi przynieść listonosz z poczty. Jestem gotowa rywalizować z każdą.

Pani historia nadaje się na scenariusz filmowy, dziewczyna z podlubelskiej wioski trafiła na salony sportu.

Zrobiłam karierę niczym Nikodem Dyzma. A wszystko zaczęło się od tego, że chciałam schudnąć. I tak trafiłam do trenera Władysława Maciejewskiego. Zresztą to przyjaciel rodziny, z moim wujkiem chodził do jednej klasy, więc często się widywaliśmy. Teraz mieszkamy koło siebie. I nie wyobrażałam sobie, aby zabrakło go w Londynie w moim narożniku (szkoleniowcem kadry jest Leszek Piotrowski - przyp. PAP).

Pierwsze walki wygrywała pani na dyskotekach?

Nie byłam grzeczną dziewczynką, biłam się na zabawach z mężczyznami, co więcej, bywało, że samo prowokowałam i zaczynałam takie rozróby. Lubiłam zapalić papierosa, wypić nawet po kilkanaście piw. Po pierwszego papierosa sięgnęłam w szóstej klasie szkoły podstawowej. Paliłam do 20. roku życia. Sama przekonałam się, że trudno mi oddychać podczas ciężkich treningów. A alkoholu nie tykam od grudnia. Wcześniej czasem tylko skusiłam się na małe jabłkowe piwko. Ale nie w okresie przygotowań do igrzysk.

W jaki sposób łączyła pani boks z pracą w mleczarni?

Szefowie ustawiali mnie na pierwszą zmianę, na 6 lub 7 rano. Przez osiem godzin na tzw. produkcji nalewałam jogurty, mleko, kefiry, wracałam do domu, chwila odpoczynku i na trening. Po jakimś czasie musiałam zrezygnować z pracy, ale mleczarnia mnie nie zostawiła, została sponsorem, gdy nie miałam stypendium sportowego. Między innymi dlatego mogłam skupić się tylko na boksie i w Polsce nie przegrałam walki od 11 lat, czyli pierwszej edycji mistrzostw kraju. Wtedy w finale z powodu kontuzji nosa uległam Cecylii Pudlickiej.

Ile pani zarabiała pracując fizycznie?

To były grosze, niecały tysiąc złotych. Teraz mam dużo lepiej, ale nie powiem, ile. Na pewno nie wrócę do mleczarni. W boksie będę jeszcze najwyżej rok, a potem może zostaną nauczycielką. Uczę się w Akademii Wychowania Fizycznego w Białej Podlaskiej, gdzie mam wspaniałych i wyrozumiałych wykładowców. Naprawdę, są świetni, nie podlizuję się. Mam licencjat, a pierwszy rok magisterki rozłożyłam na dwa lata.

Chętnie wróciła pani w szkolne ławy?

Wykształcenie mi się przyda, więc nie ma rady, trzeba się uczyć. Choć anatomia czy biomechanika sprawiły mi wiele problemów. Ale egzamin końcowy zdałam na czwórkę.

Małżeństwo, dzieci?

Mam życiowego partnera, ale on nie jest związany ze sportem. Oczywiście, myślę o potomku.