Wicemistrz olimpijski z Pekinu Piotr Małachowski (WKS Śląsk Wrocław) w Londynie zajął w rywalizacji dyskoboli piąte miejsce. Po zawodach nie ukrywał, że liczył na lepszy rezultat. "Srebro było w moim zasięgu" - podkreślił.

Oczekiwania przed konkursem były chyba znacznie większe...

Piotr Małachowski: Liczyłem zdecydowanie na więcej, ale niestety nie udało się. Pokonało mnie czterech przeciwników, którzy dziś byli po prostu lepsi.

Na trzy tygodnie przed igrzyskami doznał pan urazu bicepsa. Na ile ta kontuzja przeszkodziła w osiągnięciu lepszego wyniku?

Kontuzje są wpisane w życie sportowca. Mnie akurat dopadają, ale to nie jest żadne usprawiedliwienie. Zresztą dziś biceps mi nie przeszkadzał. Na pewno jednak zabrakło treningów. Nie wykorzystałem swojej szansy i jestem zły. A wystarczyło metr dorzucić i byłby srebrny medal, którym cieszyłbym się przez następne cztery lata. Naprawdę byłem na to przygotowany, to było w moim zasięgu.

Zwycięstwo Niemca Roberta Hartinga nie jest chyba zaskoczeniem...

W tym roku regularnie rzucał w konkursach 68 metrów lub grubo powyżej 67, więc to żadna niespodzianka. To jest zawodnik, który od dłuższego czasu nie przegrał ważnych zawodów. Wygrał mistrzostwa świata i Europy, a teraz igrzyska olimpijskie. Naprawdę chylmy czoła przed nim. Dziś znów pokazał klasę.

Po igrzyskach kolejne starty czy może odpoczynek?

Muszę ze spokojem usiąść i porozmawiać z moim menedżerem co, gdzie i kiedy. Pamiętajmy, że główna impreza sezonu już za mną, a te najbliższe zawody są trochę... piknikowe i nie będą dla mnie ważne.

Myśli pan o kolejnych igrzyskach w Rio?

Jeżeli tylko zdrowie pozwoli, to na pewno tak. Chęci są, a - co dziś było widać - nie odstaję o czołówki światowej o kilka metrów.