Najlepsza polska florecistka ostatnich lat, Sylwia Gruchała, nie kryła rozczarowania po słabym występie w turnieju indywidualnym igrzysk w Londynie. Przyznała jednak, że kiedyś po porażce byłaby bardziej zirytowana. "Nie jestem już Sylwią-wojowniczką" - stwierdziła.

Gruchała, która odpadła z turnieju indywidualnego już w eliminacjach, przyznała, że przegrana 8:9 walka z Japonką Kanae Ikehata mogła wyglądać zupełnie inaczej. To była rywalka, z którą mogłam wygrać. Miałam przewagę, prowadziłam 5:3. Szkoda, że nie utrzymałam dobrej dyspozycji z początku walki. Z drugiej strony ciężko walczy się z przeciwnikami leworęcznymi. Szkoda, bo spodziewałam się więcej po turnieju indywidualnym - mówiła Polka. Dodała jednocześnie, że wciąż wierzy, że sukces może odnieść cała drużyna: Niejednokrotnie pokazałyśmy, czy to na mistrzostwach globu, czy w Pucharze Świata, że po kiepskich walkach w turniejach indywidualnych potrafimy zmobilizować się jako zespół.

Polka, zapytana o pierwsze rywalki w turnieju drużynowym - Francuzki, potwierdziła, że jest to zespół, z którym w przeszłości nasze florecistki miały wiele problemów. Francuzki nam nie leżą. Wielokrotnie z nimi przegrywałyśmy - przyznała, podkreślając równocześnie, że jej drużyna nie podchodzi do tego meczu ze spuszczonymi głowami. Wszystko, co robiłyśmy w ostatnich latach, było podporządkowane igrzyskom. Jak wygramy, to wierzę, że będzie medal. Potem prawdopodobnie trafimy na Włoszki. One są faworytkami, ale będą też walczyć pod presją. My natomiast nie mamy nic do stracenia - mówiła.

Gruchała - pytana, jak drużyna zamierza spędzić czas, który pozostał do rozpoczęcia turnieju drużynowego - stwierdziła, że dni florecistek będą wypełniać głównie treningi. Zamierzamy też kibicować kolegom, którzy niemal codziennie będą walczyć. My, szermierze, trzymamy się razem. Nawet w wiosce olimpijskiej mieszkamy wszyscy w jednym apartamencie - podkreśliła.

Polka zdradziła też, że londyńskie igrzyska mogą być jej ostatnimi. Mam już prawie 31 lat. I nie jestem już chyba tą samą Sylwią-wojowniczką, którą byłam kiedyś. Nie ma we mnie takiej dużej sportowej złości jak wcześniej. Kiedyś po porażce byłabym bardziej wkurzona - stwierdziła.