"Buddyzm mnie wyciszył, odnalazłem drogę w życiu" - przyznał wielokrotny medalista mistrzostw Europy w judo Janusz Wojnarowicz. Sportowiec w 1/16 finału olimpijskiego turnieju przegrał z Francuzem Teddym Rinerem i odpadł z rywalizacji.

Polska Agencja Prasowa: Wszyscy walczący z Rinerem są skazani na porażkę?

Janusz Wojnarowicz: Przez ostatni tydzień analizowaliśmy z trenerem Marianem Tałajem jego pojedynki. Deklasuje niemal każdego po kolei, jest dwie klasy lepszy od innych zawodników. On zostanie mistrzem olimpijskim, nikt mu nie jest w stanie zagrozić.

W jaki sposób pokonać pięciokrotnego mistrza świata?

Do następnych igrzysk są cztery lata, może w tym czasie wyskoczy jakiś nowy talent. Jest kilka możliwości nawiązania rywalizacji z Rinerem, który nie lubię walczyć z judokami tzw. lewostronnymi. Z nimi nieznacznie wygrywa.

Pan widzi swą szansę?

Każdy ma plecy i każdego można trafić. Gdyby była chwila jakiegoś zamieszania, może Riner spróbowałby coś zrobić i wtedy mógłbym go skontrować. Zawsze jestem pozytywnie nastawiony, nawet jak przegrywam i zostaje minuta do końca. Układam sobie obraz w głowie, na którym rzucam rywala. Tutaj, w Londynie, nie mam sobie nic do zarzucenia. Jako zawodnik czuję się spełniony, w 110 proc. przygotowałem się do igrzysk.

Skąd takie optymistyczne podejście?

Za sprawą buddyzmu, na który przeszedłem przed kilku laty. W tej religii odnalazłem swoją drogę w życiu. Wcześniej zdarzały mi się wybuchy agresji, a jak zacząłem medytować, nie mam tego kłopotu. Jestem bardzo spokojnym potężnym, człowiekiem (198 cm i 170 kg).

Wytrwa pan do igrzysk w Rio de Janeiro w 2016 roku?

Przede wszystkim muszę odpocząć po czterech latach ciężkiej harówki. Pierwszego września czekają mnie jeszcze zawody wojskowych w Bańskiej Bystrzycy, w których muszę wystartować, bo jestem zawodowym żołnierzem. A potem będę miał czas na hobby, jakim jest futbol amerykański. Na pewno parę razy zagram. W Polsce nie da się z niego wyżyć, więc traktuję ten sport jako zabawę.

Zdarzają się przypadki zmiany dyscyplin...

Ale na co miałbym zmienić? Mam już 32 lata, jestem stary jak na sportowca. A tak, w strzelectwie byłbym młodzieniaszkiem, ale nigdy nie próbowałem. Ostatnio sprawdziłem się za z kolegami w pchnięciu kulą. Ledwo przekroczyłem 15 metrów.

Żona wraca do hokeja na lodzie?

"Łamie się", ale od tej zimy pewnie znów pojawi się na tafli, po półtorarocznej przerwie. Dziesięcioletnia córka jest w szkole gimnastycznej, zaś trzy lata starszy syn raczej pójdzie w kierunku nauk ścisłych.