"To pomyłka w dobrej wierze. Nie należy jej wyolbrzymiać. To niefortunny epizod, który nie powinien mieć miejsca. Dołożyliśmy starań, by w przyszłości nic takiego się nie wydarzyło" - tak sprawę pomylonych flag Korei Północnej i Południowej skomentował premier David Cameron. Incydent sprawił, że północnokoreańskie zawodniczki demonstracyjny zeszły z boiska.

Zawodniczki Korei Płn. dały się przekonać do powrotu na boisko stadionu Hampden Park w Glasgow. Ostatecznie mecz rozpoczął się z godzinnym opóźnieniem.

Incydentem poczuli się urażeni także... Szkoci. Oświadczyli, że nie mieli nic wspólnego z pomyleniem flag, bo dźwiękowy wideopakiet, na którym przygotowano narodowe hymny, pochodził z centralnego rozdzielnika w Londynie. Szkoci wskazali, że wokół stadionu rozwiesili właściwe flagi północnokoreańskie.

Północnokoreańska agencja KCNA podała, że Koreanki wygrały z Kolumbijkami 2:0, ale przemilczała incydent z pomieszaniem flag.

Wpadka goni wpadkę

To już kolejny skandal związany z igrzyskami olimpijskimi w Londynie. Ostatnio organizatorzy imprezy zaoferowali kibicom zwrot pieniędzy za bilety na pokaz skoków z 10 metrów do basenu olimpijskiego. Projekt areny sprawił, że kilkuset widzów zasiadających na jej najwyższych poziomach nie będzie mogło podziwiać olimpijczyków uderzających w taflę wody. Inna pomyłka przydarzyła się Brytyjczykom w materiałach reklamowych. Zamiast o Wielkiej Brytanii mówią one o Anglii.

Z igrzyskami związane są też o wiele poważniejsze potknięcia organizatorów. Urząd regulujący rynek pracy na Wyspach Brytyjskich zarzuca im wykorzystywanie taniej siły roboczej z Chin do produkcji olimpijskich zabawek. Robotnicy za wielogodzinną pracę dostawali głodowe pensje. Byli też zmuszani do pracy ponad normę - w wymiarze do 120 dodatkowych godzin miesięcznie.

Niedawno brytyjskie media ujawniły, że zaledwie kilometr od stadionu olimpijskiego i ekskluzywnych hoteli powstało obozowisko, w którym mieszkają ludzie odpowiedzialni za porządkowanie obiektów sportowych. Warunki, w jakich przebywają pracownicy są tragiczne. Sypiają w nieszczelnych, drewnianych budach, które przeciekają po każdym deszczu. Media informują także, że na terenie obozowiska na jedną toaletę przypada aż 25 osób. Jeszcze gorzej jest z dostępem do pryszniców - z jednej kabiny musi korzystać tam codziennie 75 osób.

Kilka tygodni wcześniej było głośno o tym, że firma ochroniarska, która otrzymała kontrakt na czas igrzysk, nie wywiąże się ze swoich zobowiązań. W ochronie obiektów i zawodów będzie musiało jej pomóc 3,5 tysiąca żołnierzy.

Gorącą dyskusję wywołało także rozporządzenie z początku tego roku, dotyczące konieczności wykupywania wejściówek na areny olimpijskie nawet dla kilkumiesięcznych dzieci. Organizatorzy tłumaczyli wtedy, że przewidzieli także wejściówki dla dzieci za kwotę symbolicznego funta. Okazało się jednak, że takie bilety w przypadku wielu konkurencji są niedostępne.