Z Olą pożegnałem się kilka dni, przed katastrofą. Wyjeżdżała do Warszawy jak zwykle do pracy, nie miałem pojęcia, że po raz ostatni odwiozłem ja na lotnisko - mówi Jacek Świat, mąż posłanki Aleksandry Natalli-Świat.

Widziałem ją ostatni raz w poniedziałek. Jechała do pracy, do Warszawy. Odwiozłem ją na lotnisko. Pożegnanie odbyło się w pośpiechu. Był tam duży tłok, kolejka samochodów, więc tylko wyjąłem jej walizkę z bagażnika. Krótkie rutynowe pożegnanie, takich wyjazdów przez ostatnie 5 lat przeżyliśmy kilkadziesiąt, więc nie było w tym nic nadzwyczajnego. Porostu odwiozłem żonę do pracy. Przez następne kilka dni raz, czy dwa rozmawialiśmy przez telefon - wspomina Jacek Świat.

Ola pojechała do Smoleńska z kilku powodów

Jak opowiada, jego żona pojechała do Smoleńska z trzech powodów. Po pierwsze jak wszyscy, żeby złożyć hołd ofiarom, tym którzy zginęli, ale również tym którzy pamięć o Katyniu przez tyle lat przechowywali. Także innym rodzinom, które przez dziesięciolecia nie mogły otwarcie mówić o swoim dramacie. Drugi powód osobisty, rodzinny - brat babci Oli zginął właśnie w Katyniu. Jest na liście katyńskiej i nikt z rodziny tam jeszcze nie był. Trzeci powód jeszcze inny: rozwija się idea drzew katyńskich, a więc sadzenia dębów każdej ofierze Katynia. Również taką akcję prowadzimy we Wrocławiu. Ona była w nią szalenie zaangażowana. Pomysł polega na tym by we Wrocławiu uczcić ofiary, które wywodzą się ze Lwowa i okolic, bo tam przecież być uczczone nie mogę. Podczas kwerendy historycznej odnaleźliśmy wśród ofiar kapitana "Heilshera" Polaka urodzonego we Wrocławiu, czyli w ówczesnym Breslau. Wymyśliliśmy z Olą, że skoro nie ma się kto nim zająć, zaopiekować, to zrobimy to my i ufundowaliśmy drzewko. Ona jechała też po to, żeby przywieźć garść ziemi katyńskiej na uroczystość odsłonięcia zasadzenia tego drzewa. Miała nawet specjalny woreczek na tę ziemię, uszyty przez jej mamę. Ten woreczek wrócił, cały nienaruszony zachował się, ale niestety pusty. A drzewo rzeczywiście zostało zasadzone koło pomnika katyńskiego, ale sadziłem je już sam.

Została pustka, świadomość, że Ola nie wróc

i

Jacek Świat przyznaje, że zdarzało mu się jeździć na lotnisko po to, bo odtworzyć atmosferę czasu sprzed 10 kwietnia. Brakuje mi tych wyjazdów po Olę czy wtedy gdy ją odwoziłem na lotnisko. Ja już mam swoje lata. Byliśmy razem z Olą od 28 lat, byliśmy niemal w przededniu 25-lecia ślubu. W takiej sytuacji trudno nagle wszystko zmienić. Trudno zaczynać wszystko od nowa, tym bardziej, że byliśmy ustabilizowani. Jest urządzone mieszkanie. Byliśmy tam zasiedziali. Tak zewnętrznie właściwie niewiele się zmieniło. Ten sam rytm pracy, rytm dnia, to samo mieszkanie, te same książki, ten sam komputer, ale jest poczucie pustki. Nie takiej zwykłej codziennej pustki, bo przez ostatnie lata żona dzieliła czas między Warszawę i Wrocław. Jak była we Wrocławiu to też zwykle zajęta

Mówię więc o pustce nie takiej fizycznej, bo do niej byłem przyzwyczajony. Ona była przez ostatnie lata czymś normalnym. Ale jest tam gdzieś pustka w środku. Świadomość, że Ola nie wróci, że jej nie będzie, że nie będzie naszego domu rozsadzać swoją energią, żywotnością, pomysłami. To oczywiście szczególnie wraca w takich sytuacjach. Kiedyś mieliśmy więcej czasu dla siebie, kiedyś byliśmy bliżej. Wraca też w takich dziwnych momentach np. sobotnie zakupy, które robiliśmy razem, które dzisiaj robię sam. Czy podczas takich banalnych czynności jak prasowanie koszul, czy sprzątanie bo to też zawsze robiliśmy wspólnie albo robiła to Ola. To jest falowanie emocji, one są i one pewnie będą długo, może zawsze - opowiada.

Trudno o optymizm w sprawie śledztwa

Pytany o postępy śledztwa w sprawie katastrofy, Świat mówi, że obawia się, iż nie zbliżamy się do prawdy, a przeciwnie, oddalamy się od niej. Jak podkreśla, jest coraz bardziej prawdopodobne, że tych prawd będzie kilka. A tam gdzie nie ma jednej wspólnej prawdy, zgody na jeden wspólny obraz historii, pojawiają się przestrzenie dla spekulacji, dla fantazji. Dla różnych najdziwniejszych pomysłów. To są dla przeciętnego człowieka sfery zupełnie czarnej magii. Wiem, że to czasem musi trwać latami. Byłbym skłonny czekać cierpliwie nawet kilka lat pod jednym warunkiem, że miałbym zaufanie, iż sprawa jest na dobrej drodze, że krok po kroku zbliżamy się do wyjaśnienia wszystkich wątpliwości, tajemnic do odpowiedzi na wszystkie pytania, ale zaufania nie mam. Nie mam go bo zbyt wiele krzyżuje się tu interesów politycznych, polskich i nie tylko polskich. Raport MAK - tutaj w Polsce jest chyba powszechna zgoda, że był zupełnie skandaliczny. Pokazuje, że dochodzenie do prawdy będzie szalenie trudne, bo przychodzi zmierzyć się nie tylko z materią naukową, ale również z polityką, z grą interesów. A niestety to, że oddaliśmy śledztwo Rosjanom, to ,że walkowerem odpuściliśmy wyjaśnianie tej sprawy, postawiło nas w fatalnej sytuacji. Jesteśmy dzisiaj, tak naprawdę klientami, petentami zdanymi na to co łaskawie nam tam skapnie z prokuratorskiego stołu. Czekając, właściwie nie wiadomo kiedy i czy, doczekamy się oryginałów czarnych skrzynek, czy innej dokumentacji. Trochę krążymy w takiej smoleńskiej mgle i Bóg wie jak długo to będzie trwało i tu trudno o cierpliwość, optymizm i zaufanie - mówi.

Najbardziej współczuję rodzinom pilotów

Nie można wartościować, kto cierpi najbardziej po tej katastrofie, ale gdybym był do tego upoważniony na pierwszym miejscu postawiłbym rodziny pilotów załogi Tu-154M - przyznaje Świat. Zawsze miałem największe współczucie dla rodzin lotników, którzy z natury rzeczy są apolityczni i przecież wozili ludzi i tych z prawa, i tych z lewa, i bardzo świętych i całkiem nie świętych. Ich praca jest z natury rzeczy apolityczna, a znaleźli się w oku cyklonu. Te rodziny nie są przyzwyczajone do takiego nacisku, ataku medialnego, a jednocześnie muszą z tym żyć, że ich najbliżsi, którzy nie mogą się sami bronić, oskarżani są często o najgorsze rzeczy. O to że ktoś był pijany, albo że ktoś jest głupi, albo niedouczony, albo nieodpowiedzialny. To musi być szalenie przykre i nawet chciałbym tych rodzin bronić, chronić je przed tym co się dzieje - dodaje.