Kierowany przez Macieja Laska zespół smoleński przy KPRM zwrócił się do naukowców wspierających zespół parlamentarny Antoniego Macierewicza (PiS), by przedstawili dowody na poparcie swoich hipotez. To warunek ewentualnego spotkania ekspertów obu zespołów.

To odpowiedź na pismo, w którym eksperci zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej - dr Wacław Berczyński, prof. Wiesław Binienda, prof. Kazimierz Nowaczyk - zadeklarowali chęć spotkania z premierem lub osobami go reprezentującymi.

Bazując na materiale dowodowym, do którego mieliśmy dostęp, trudno jest nam przyjąć tezy zespołu parlamentarnego, ale trzeba rozmawiać. Jeżeli ktoś publicznie deklaruje albo ogłasza, że według niego są inne przyczyny tej katastrofy, to powinien przedstawić materiał dowodowy, a nie same hipotezy - powiedział Lasek.

Maciej Lasek po raz kolejny podkreślił, że nie ma żadnych dowodów, by przyczyną katastrofy smoleńskiej był wybuch.

Jego zdaniem w raporcie o stanie badań, jaki zespół parlamentarny opublikował w trzecią rocznicę katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku, "praktycznie nie ma dowodów". Eksperci zespołu Laska przygotowują uwagi do tego opracowania. Chciałbym, żeby jeszcze w maju te wątpliwości czy uwagi zostały upublicznione - powiedział Lasek.

Wiceszef zespołu Wiesław Jedynak zarzuca ekspertom zespołu parlamentarnego, że skupiają się tylko na ostatnich sekundach lotu do Smoleńska. Dla osób, które zawodowo zajmują się lotnictwem, badaniem wypadków, analizą stanu bezpieczeństwa bardzo ważne jest zrozumienie całego lotu, co doprowadziło do tego, że samolot znalazł się na wysokości, na której nie powinien się znaleźć - powiedział Jedynak. Jak przypomniał, dane z rejestratorów lotu wskazują, że Tu-154M w pewnym momencie był poniżej poziomu lotniska.

Z kolei Lasek podkreśla, że wersje wydarzeń, które przedstawiają naukowcy wspierający zespół Macierewicza, są wzajemnie niespójne. Poszczególni eksperci wskazują na zupełnie inne rzeczy. Nie są w stanie umiejscowić samolotu w przestrzeni - słyszymy, że samolot przeleciał 18 metrów nad brzozą, kilkadziesiąt metrów nad nią, a nawet że nie zniżył się poniżej 100 metrów na co rzekomo są dowody - powiedział.