Rosyjskim prokuratorom "udało się znaleźć świadków, którzy na telefonie komórkowym nagrali plik wideo z miejsca katastrofy. Nagranie to potwierdza fakt, że fragmenty samolotu płonęły" - oświadczył w Moskwie zastępca prokuratora generalnego Federacji Rosyjskiej. Rodzą się jednak wątpliwości, o jaki film chodzi - czy ten znany już z internetu, czy też nowy, dotąd niepublikowany.

Zobacz również:

Słowa Aleksandra Zwiagincewa należy interpretować bardzo ostrożnie, bo na konferencji prasowej mówił o filmie pokazującym palące się fragmenty prezydenckiego Tu-154, który potwierdza godzinę katastrofy. Chwilę później wypowiadał się o filmie jeszcze raz, ale bardzo nieprecyzyjnie: W tym czasie znajdował się tam świadek z telefonem i on zdołał włączyć kamerę, kiedy samolot padał, zbliżył się do ziemi i kiedy się zapalił - zdołał to zarejestrować i to przekazujemy teraz. Przy czym: "zbliziłsia z ziemloj" może po rosyjsku oznaczać zbliżenie się do ziemi, ale również moment uderzenia w ziemię.

Co więcej, gdyby istniał film pokazujący moment katastrofy, Rosjanie na pewno z hukiem by to ogłosili. Po drugie, dotychczasowe ekspertyzy rosyjskie mówią jasno, że samolot w powietrzu nie płonął, a po trzecie, prokuratura rosyjska znalazła autora filmu - czyli najpierw upubliczniony musiałby być sam film. Tymczasem dotąd nagrania pokazującego moment katastrofy nikt nie widział.

W czwartek Rosja przekazała Polsce 11 tomów akt śledztwa ws. smoleńskiej katastrofy. W dokumentach znalazły się protokoły z przesłuchań świadków i oględzin miejsca katastrofy, materiał fotograficzny, opis przedmiotów osobistych znalezionych na miejscu tragedii oraz protokoły z ekspertyz genetycznych szczątków ofiar. Nie ma natomiast wśród nich protokołów z sekcji zwłok ofiar.