"Odpowiedzialność nakazuje mi przeprosić wszystkie rodziny smoleńskie za cierpienie związane z identyfikacją ciał ofiar" - ogłosił w Sejmie premier Donald Tusk. Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin podkreślał, że zakaz otwierania trumien "wynikał z polskich przepisów", a prokurator generalny Andrzej Seremet poinformował, że błędna identyfikacja ciał dwóch ofiar katastrofy wynikała z nietrafnego rozpoznania szczątków przez rodziny.

Premier rozpoczął swoje wystąpienie w Sejmie od stwierdzenia, że debata ws. katastrofy smoleńskiej powinna być poprzedzona słowem "przepraszam". Siłą rzeczy brałem wówczas i biorę dzisiaj na siebie pełną odpowiedzialność za działania państwa polskiego i służb podległych polskiemu rządowi wówczas w Smoleńsku i w Moskwie po katastrofie. Tej odpowiedzialności nikt ze mnie nie zdejmie i ja tego nie oczekuję - oświadczył. Dodał, że ta odpowiedzialność nakazuje mu przeprosić wszystkie rodziny za udrękę i cierpienie wywołane nie tylko samą katastrofą, ale także tą udręką związaną z procedurami identyfikacyjnymi, czasami z twardością proceduralnych reguł, a jak się okazuje - także z powodu błędów.

Mówię: przepraszam, bo zdaję sobie sprawę, że przy pracy dwóch tysięcy osób mogły zdarzyć się błędy i pomyłki. Teraz nie jestem w stanie rozstrzygnąć, w jakim momencie do tych pomyłek mogło dojść - stwierdził Tusk.

Szef rządu podkreślił, że bierze na siebie pełną odpowiedzialność za działania służb po katastrofie smoleńskiej. Uważam, że ponosząc polityczną odpowiedzialność za kierowanie państwem, rządem polskim i w tym sensie także tą bardzo skomplikowaną i dramatyczną operacją, biorę na siebie pełną odpowiedzialność za wszystkie działania naszych służb - także te, które mogły okazać się pomyłkami, chociaż tego nie mogę w tej chwili rozstrzygnąć - mówił. Podkreślił przy tym, że jego zdaniem "pomyłki i niedoskonałości" nie "obciążają tych, którzy pracowali w Moskwie i Smoleńsku".

Tusk: Nie wszystkim starczyło odwagi, by być w Moskwie

Premier stwierdził również, że "kilka dni po katastrofie smoleńskiej, właściwie od samego początku, najgłośniej krytykowali zachowania urzędników państwowych i całego państwa ci, którzy nie pojawili się w Moskwie". Mogę wymienić listę urzędników państwowych, którzy powinni się znaleźć z różnych względów w Moskwie, ale nie starczyło im ani odwagi, ani determinacji, żeby przez wiele dni pomagać rodzinom przy identyfikacji - podkreślił, dodając przy tym: Czy można mieć do kogokolwiek pretensje o to, że nie zawsze wytrzymywał taką próbę? Ja takiej pretensji nie zgłaszam.

Tusk bronił z sejmowej mównicy byłej minister zdrowia, a obecnie marszałek Sejmu Ewy Kopacz oraz szefa swojej kancelarii Tomasza Arabskiego. Najbardziej dziś atakowani - marszałek Sejmu Ewa Kopacz, szef KPRM Tomasz Arabski - byli w Moskwie nie dlatego, że wynikało to z ich rządowych obowiązków, tylko dlatego, że zgodnie z moją sugestią pojawili się tam wyłącznie w jednym celu - żeby pomóc rodzinom w tych tragicznych okolicznościach - mówił. Wszystkim (urzędnikom), którzy przez długie dni pomagali rodzinom, po dzisiejszą marszałek Ewą Kopacz, wówczas ministra zdrowia, chcę powiedzieć, że wykonywali swoje obowiązki najlepiej, jak potrafili, z zaangażowaniem wykraczającym poza wszelkie zobowiązania urzędnicze - stwierdził.

Tusk zaznaczył, że tylko ci, którzy byli w Smoleńsku i Moskwie, wiedzą, jak ekstremalne przeżycia były doświadczeniem rodzin, ale także tych, którzy rodzinom pomagali. Widziałem ich zaangażowanie, którego celem (...) było pomóc rodzinom, wszystkim bliskim, którzy stracili swoich najbliższych w tej katastrofie (...). Być może nie byliśmy perfekcyjni, ale wszyscy bez wyjątku, z którymi miałem kontakt, oddawali maksimum swojej energii - nie żeby komuś dokuczyć, komuś coś udowodnić, skupiać się na czyjejś winie, tylko aby pomóc szczególnie bliskim, szczególnie w tym najbardziej dramatycznym momencie - podkreślił.

Premier: Założenie tezy o zamachu jest groźne dla państwa

Tusk mówił również, że założenie tezy o zamachu, zabójstwie czy spisku pod Smoleńskiem "jest rzeczą groźną" dla osób zaangażowanych w tę tragedię oraz dla państwa polskiego: Z punktu widzenia nie tylko osób zaangażowanych w ten dramat, ale całego państwa polskiego i polskiego społeczeństwa, jest rzeczą groźną założenie pewnej tezy - a ona pojawiła się w pierwszych godzinach po katastrofie - a więc tezy o zamachu, o zabójstwie, o spisku. Jak stwierdził, także obecnie "słyszymy słowa, zdania, wypowiedzi z ust polityków PiS, których celem nie jest pomoc rodzinom, dochodzenie do prawdy, tylko utwierdzenie pewnej politycznej tezy dotyczącej katastrofy smoleńskiej".

Premier ocenił, że po katastrofie urzędnicy państwowi, prokuratorzy i lekarze ruszyli do ciężkiej pracy, a jednocześnie "od pierwszych godzin niektórzy politycy koncentrowali całą swą uwagę, by taką tezę polityczną ukształtować, a następnie dobierać do niej możliwie dużo  argumentów". I tak dziś ewentualne pomyłki są także traktowane jako pretekst do tego, by politycznie wzmacniać, podwyższać tę temperaturę nienawiści, która po 2010 roku, po kwietniu, po katastrofie w Polsce nastała - mówił.

Szef rządu zaapelował o zakończenie politycznej wojny wokół katastrofy smoleńskiej. Ta sprawa zasługuje na więcej niż na polityczną młóckę, dlatego być może to jest ten dzień, kiedy powinniśmy sobie wyraźnie powiedzieć: pracujemy, pracujemy w skupieniu, nie musimy ustępować własnym argumentom, ale kończymy wojnę w sprawie katastrofy - mówił. Odnosząc się do samej debaty, stwierdził: Będziemy starali się skutecznie odpowiedzieć na każde pytanie, ale proszę jeszcze raz, być może po raz ostatni: nie czyńcie z tej debaty, nie czyńcie z tej tragedii pretekstu do politycznej, nieustającej bitwy, choćby ze względu na pamięć i szacunek do ofiar.

Gowin: Zakaz otwierania trumien wynika z polskich przepisów

Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, który na mównicę wszedł po wystąpieniu premiera, podkreślał, że zakaz otwierania trumien wynika z polskich przepisów. Powołał się przy tym na rozporządzenie ministra zdrowia ws. postępowania ze zwłokami i szczątkami ludzkimi. Jak mówił, na mocy tego rozporządzenia "przenoszenie lub przewożenie zwłok w otwartych trumnach jest zabronione", a "po złożeniu zwłok w trumnie i przymocowaniu wieka trumny nie wolno jej otwierać". Zacytował także fragment rozporządzenia mówiący, że "po przewiezieniu zwłok na miejsce przeznaczenia chowa się je niezwłocznie bez otwierania trumny".

Co do kwestii tak żywo poruszanej w ostatnich dniach, zwłaszcza przez część posłów opozycji, a więc możliwości otwierania trumien ofiar tragedii - zostałem poinformowany, że szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (Tomasz Arabski - RMF FM) nie wydał i nie przekazał nikomu polecenia zakazującego otwierania trumien ofiar katastrofy smoleńskiej - podkreślił Gowin. Przypisywanie decyzyjności w tym zakresie szefowi KPRM w sytuacji, gdy przepisy prawa są jasne, jest w mojej ocenie, mówiąc najdelikatniej, chybione i chyba trzeba powiedzieć, że jest podyktowane względami politycznymi - stwierdził.

Seremet: Prokuratorzy nie zakazywali otwierania trumien

Prokurator generalny Andrzej Seremet, który przemawiał po Gowinie, podkreślał z kolei, że żaden z prokuratorów nie wydawał w jakiejkolwiek formie zakazu otwierania trumien po ich sprowadzeniu do kraju. Podkreślił też, że polscy prokuratorzy, opierając się na Europejskiej Konwencji o Pomocy w Sprawach Karnych i polskiej procedurze karnej, nie uznali za konieczne ponownego przeprowadzenia w Polsce sekcji zwłok ofiar.

W pierwszych miesiącach po katastrofie strony, czyli rodziny ofiar i ich pełnomocnicy, także nie zgłaszali takiej konieczności. Wbrew doniesieniom medialnym, żaden z prokuratorów wojskowych nie wydawał w jakiejkolwiek formie zakazu otwierania trumien po ich sprowadzeniu do kraju. Nie wydawał go również prokurator generalny, ani żaden prokurator prokuratury powszechnej - zaznaczył Seremet.

Seremet: W zamykaniu trumien uczestniczyli polscy żołnierze

W swoim wystąpieniu Seremet opisał również procedurę, jaka była stosowana w zakładzie medycyny sądowej w Moskwie. Po rozpoznaniu ciała przedstawiciele rosyjskiego organu procesowego sporządzali odpowiednią dokumentację procesową - protokoły okazania zwłok. Protokoły te były sporządzane w obecności dwóch świadków, obywateli rosyjskich, z udziałem rosyjskiego biegłego medycyny sądowej, tłumacza oraz osoby dokonującej identyfikacji - mówił, dodając, zwłoki opisywano imieniem i nazwiskiem, przy zachowaniu dotychczasowej numeracji, i umieszczano na liście osób rozpoznanych, którą prowadzili Rosjanie. Po rozpoznaniu zwłok rodzina miała możliwość indywidualnego pożegnania osoby bliskiej i modlitwy w obecności kapłana, bez udziału osób postronnych - mówił Seremet.

Później zidentyfikowane ciała były przygotowywane, a następnie umieszczane w trumnach, które zawierały lutowane wkłady i filtry. Istniała także możliwość indywidualnej obecności rodziny przy zamykaniu trumny. Niektórzy z członków rodzin ofiar skorzystali z tego uprawnienia - podkreślał prokurator generalny.

W lutowaniu wkładów i zamykaniu trumien brali udział żołnierze 10. Brygady Logistycznej w Opolu, a przy wielu tych czynnościach obecni byli również przedstawiciele polskiej firmy pogrzebowej, polscy technicy policyjni, polscy duchowni, przedstawiciele rosyjskiej, miejskiej specjalistycznej służby do spraw pogrzebów, którzy wydawali zaświadczenia o zalutowaniu trumny - relacjonował. Później władze Moskwy wystawiały medyczne świadectwa zgonu, a przedstawiciele polskiej ambasady w Moskwie sporządzali protokół o zgłoszeniu zgonu poszczególnych ofiar katastrofy i składali wniosek o dokonanie odprawy trumien z ciałami. Na podstawie protokołu przedstawiciele ambasady w Moskwie przejmowali zwłoki, a następnie trafiały one wojskowym transportem do kraju, gdzie odbywały się pochówki.

Seremet: Rodziny źle rozpoznały ciała

Seremet oświadczył w Sejmie, że przyczyną "pierwotnej nieprawidłowej identyfikacji" dwóch ciał ofiar katastrofy smoleńskiej było nietrafne ich rozpoznanie przez członków rodzin.

Poinformował też, że zgodnie z zapowiedziami prokuratury podjęto decyzje o ekshumacji kolejnych czterech ofiar katastrofy, a w trakcie rozpatrywania są wnioski dotyczące jeszcze dwóch ofiar. Spekulacje medialne dotyczące większej ilości przypadków są nie tylko nieuprawnione, ale także godzą w dobra osobiste ofiar tego tragicznego wydarzenia - stwierdził Seremet.

Seremet: Zaplanowane ekshumacje i badania potrwają do grudnia

Prokurator generalny podał, że czynności związane z ekshumacją i badaniem kolejnych czterech ciał ofiar katastrofy smoleńskiej zakończą się do grudnia. Jak dotąd przeprowadzono dwie z sześciu zaplanowanych ekshumacji: Anny Walentynowicz i - jak wynika z naszych informacji - Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej.

Seremet poinformował, że "w wyniku analizy dokumentacji sądowo-medycznej dotyczących ciał wszystkich ofiar katastrofy prokuratorzy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie dostrzegli rozbieżności, które podały w wątpliwość prawidłowość identyfikacji sześciu ofiar katastrofy zgrupowanych w trzech parach". Jak mówił, decyzje o ekshumacjach, w tym także o badaniach genetycznych, były "przemyślane i jedyne możliwe". Poinformował, że wykonanie tych czynności "zaplanowano w terminie od września do grudnia 2012 roku".

Na początek awantura

Już na początku sejmowego posiedzenia rozgorzał spór o to, czy obrady powinna prowadzić marszałek Ewa Kopacz, która w kwietniu 2010 roku była ministrem zdrowia. To ona towarzyszyła rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej w Moskwie, kiedy przeprowadzana była identyfikacja ciał.

Kazimierz Michał Ujazdowski z PiS zwrócił się do marszałek z wnioskiem formalnym, by nie przewodniczyła obradom w chwili, kiedy informacji na temat działań po katastrofie będzie udzielał minister sprawiedliwości. Argumentował, że "nikt nie może być sędzią we własnej sprawie". Wniosek przeciwny zgłosił wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk. Jak mówił, Ujazdowski zapomniał, że to nie sąd, a Sejm.

W związku z tym sporem salę obrad opuścił klub Ruchu Palikota.

Informacji w Sejmie chciało Prawo i Sprawiedliwość

Wniosek o wystąpienie Jarosława Gowina w Sejmie złożył klub PiS. To efekt ujawnienia przez Naczelną Prokuraturę Wojskową informacji o zamianie ciał dwóch ofiar katastrofy: Anny Walentynowicz i - jak wynika z naszych informacji - Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Pomyłkę potwierdziły badania genetyczne szczątków ofiar.