Wbrew temu co mówi minister Bogdan Klich, MON miało pełną wiedzę na temat szczegółów transportu polskiej delegacji do Katynia 10 kwietnia. Jacek Sasin z Kancelarii Prezydenta zaprzecza w rozmowie z dziennikarką RMF FM - słowom szefa resortu obrony.

Bogdan Klich twierdzi , że zgodził się na udział dowódców wszystkich rodzajów sił zbrojnych w uroczystościach, ale nie wiedział, że polecą jednym samolotem.

Albo minister wiedział i teraz nie chce się przyznać, albo nie wiedział, ale znaczyło by to, że minister nie ma pojęcia o tym co dzieje się w wojsku. Po tym stwierdzeniu Jacek Sasin podkreśla, że listy osób z podziałem na miejsca w dwóch samolotach zostały wysłane do podległego resortowi obrony Dowództwa Sił Powietrznych i do 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. MON musiało wiedzieć, że dziennikarze lecą innym samolotem a reszta delegacji Tupolewem.

Ja nie potrafię inaczej ocenić wypowiedzi ministra Klicha jak dość nieudolną próbę odwrócenia od siebie tych zarzutów i zrzucenia winy na innych.- dodaje Sasin w rozmowie z reporterką RMF FM Agnieszką Burzyńską. Według niego minister zgadzając się na wyjazd musiał wiedzieć że generałowie polecą z prezydentem, bo zawsze tak było. Zdarzało się nawet tak, że na pokładzie Tupolewa byli razem prezydent, premier, ministrowie finansów, obrony oraz spraw zagranicznych.

Ministerstwo Obrony Narodowej miało pełną świadomość, kto leci z panem prezydentem z dowódców wojskowych i to jest poza dyskusją, w jaki sposób odbywa się ten transport - mówił Sasin. Tym bardziej, że - jak dodał - samo zaproszenie w skład delegacji oznaczało, że te osoby na pewno będą towarzyszyć prezydentowi również podczas lotu. Tak było zawsze. Dlatego twierdzenia Bogdana Klicha są dla niego absolutnie niezrozumiałe.

Sasin wyjaśniając dlaczego cała delegacja leciała się Tupolewem zaznaczył, że po prostu Kancelaria Prezydenta nie dysponowała innym samolotem. O użyciu na przykład transportowej Casy decyduje właśnie Ministerstwo Obrony Narodowej. Z punku widzenia Kancelarii Prezydenta ważne było, by delegacja wraz z panem prezydentem udała się do Katynia. Było normą, że delegacja przemieszczała się tym samym samolotem, co prezydent. Tak było i tym razem i dopóki nie wydarzyła się tragedia nie oprotestowywał takiego sposoby myślenia i nikt też nie zwracał uwagi, że to jest postępowanie niewłaściwe - włącznie z ministrem obrony. A teraz łatwo być mądrym po szkodzie - podsumowuje Sasin.

Reporteka RMF FM Agnieszka Burzyńska dotarła do pisma - do generała Andrzeja Błasika od Władysława Stasiaka. Dokument świadczy o tym, że zaproszenia do wspólnego lotu prezydenckim Tupolewem były wysyłane z Kancelarii Prezydenta bezpośrednio do poszczególnych gości, ponad głową ministra Bogdana Klicha. Sam minister podkreśla, że działo się to bez jego wiedzy. Współpracownicy szefa resortu obrony przekonywali dziś, że wiedza Bogdana Klicha na temat transportu była żadna, bo zgodził się on tylko na udział generałów w uroczystościach, a w piśmie skierowanym do niego samego nie było mowy o zaproszeniu wojskowych do składu delegacji.

Na zarzuty, że pisma z podziałem na miejsca w samolotach trafiły do podległego Klichowi 36. Pułku, współpracownicy odpowiadają, że celem pułku jest zorganizowanie transportu, a nie ingerowanie w listę gości. Interweniować nie mógł również sam Bogdan Klich, bo nie ma takich przepisów, a poza tym wyjazd był organizowany przez Zwierzchnika Sił Zbrojnych. Powinien być on natomiast świadomy, co oznacza zaproszenie na pokład wszystkich dowódców wszystkich sił zbrojnych.