Prokuratura bada, czy Edmund Klich jako akredytowany przy rosyjskim MAK-u ujawnił niejawne informacje - dowiedział się reporter RMF FM. Pułkownik Klich nagrał w tajemnicy zeszłoroczne spotkanie na temat tragedii smoleńskiej z udziałem ówczesnego ministra obrony Bogdana Klicha. "Nagrywanie czyjejś rozmowy bez wiedzy tego, z którym się rozmawia, jest czymś zdecydowanie nagannym" - skomentował premier Tusk.

Treść nagrań opublikowała dzisiaj "Gazeta Polska Codziennie". Wynika z nich, że akredytowany przy rosyjskim MAK-u Edmund Klich wprowadził w konsternację ministra Klicha meldunkiem o rosyjskiej odpowiedzialności za katastrofę w Smoleńsku.

Prokuratura prowadzi w związku z tym dwa postępowania. W pierwszym śledczy z NPW badają, czy doszło do przestępstwa ujawnienia przez funkcjonariusza publicznego informacji niejawnej. Okazuje się, że plik dźwiękowy z nagraniem, którego miał dokonać Edmund Klich, zamieszczono na ogólnie dostępnym dysku w Ministerstwie Infrastruktury, gdzie pracował. Zawiadomienie w tej sprawie trafiło do wojskowej prokuratury dwa miesiące temu. Śledczy przeanalizowali nagranie i stwierdzili, że nie ma wartości dowodowej w prowadzonym postępowaniu dotyczącym katastrofy prezydenckiego tupolewa. Przekazali sprawę do prowadzenia warszawskiej prokuraturze okręgowej.

Drugie ze śledztw dotyczy naruszenia regulaminu obowiązującego w Ministerstwie Obrony. To prowadzi wojskowa prokuratura okręgowa. Według śledczych, ktoś nie dopełnił obowiązków i wpuścił do gmachu resortu osobę ze sprzętem nagrywającym. Za takie przestępstwo grozi nawet do pięciu lat więzienia.

Potajemne nagrania skrytykował premier Donald Tusk. Takie nietypowe działania, jak nagrywanie potajemne rozmówcy, to jest jakby odrębna sprawa, ona nie ma nic wspólnego z samym Smoleńskiem - powiedział.