Lawinowo rośnie liczba wątpliwości związanych z katastrofą smoleńską po opublikowaniu wczoraj raportu MAK-u. Strona rosyjska upiera się, że tupolew nie był maszyną wojskową, lot miał status międzynarodowy, więc to piloci podejmowali decyzję w sprawie lądowania. Polska komisja w uwagach do raportu MAK potwierdziła, że tragiczny lot 10 kwietnia był lotem wojskowym.

Przypomnijmy jednak, że we wrześniu szef komisji Jerzy Miller wbrew wszystkim ekspertom twierdził, że lot tupolewa miał status cywilny. Wskazywał przy tym na prawo międzynarodowe. To nie jest kwestia mojego stwierdzenia, to jest kwestia jak według prawa międzynarodowego można zakwalifikować ten przelot - mówił szef MSWiA.

Mimo tej opinii Millera stanowisko całej polskiej komisji zawarte w uwagach do raportu MAK jest jednoznaczne: rejs tupolewa był wojskowy. Samolot jest w rejestrze wojskowym, ma wojskowe oznaczenia, wojskowa była załoga, lotnisko, gdzie miał lądować też było wojskowe i z wojskową obsługą.

Te uwagi szefowa MAK jednak całkowicie zignorowała. Wczoraj na konferencji mogliśmy usłyszeć. Oprócz doniesień prasowych nie słyszeliśmy o jakichkolwiek wątpliwościach; żadne oficjalne oświadczenie, że status rejsu nie był cywilny czy był jakikolwiek inny do MAK-u nie wpływały.

A to brzmi tak jakby Anodina w ogóle nie czytała polskich uwag...