O dwóch wybuchach - na lewym skrzydle i w centropłacie tupolewa - mówi główna teza sprawozdania z prac kierowanej przez Antoniego Macierewicza podkomisji, badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej. Sprawozdanie zaprezentowane zostało - w formie materiału filmowego - na posiedzeniu sejmowej Komisji Obrony Narodowej. W trakcie spotkania doszło do ostrej wymiany zdań - i zarzutów - między Macierewiczem a Maciejem Laskiem, członkiem pierwszej komisji, która badała przyczyny katastrofy, a obecnie posłem opozycji. Były szef MON zarzucił Laskowi m.in., że "fałszował materiał dowodowy, (…) oszukiwał społeczeństwo", Lasek z kolei nie zostawił suchej nitki na "amatorach bez doświadczenia" z podkomisji, a samego Macierewicza oskarżył m.in. o to, że od lat świadomie wprowadza Polaków w błąd.

Sejmowa Komisja Obrony Narodowej zebrała się na wniosek posłów Koalicji Obywatelskiej, by omówić działalność rządowej podkomisji ds. ponownego zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, którą kieruje były szef MON Antoni Macierewicz.

Podkomisja smoleńska: W tupolewie doszło do dwóch wybuchów

Sprawozdanie z prac podkomisji Macierewicza, przedstawione w formie materiału filmowego, polemizuje z raportem państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, która w latach 2010-11 badała przyczyny katastrofy smoleńskiej.

Przypomnijmy, zespół, na czele którego stał ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller, stwierdził w raporcie, że przyczyną katastrofy 10 kwietnia 2010 roku było zejście maszyny poniżej minimalnej wysokości zniżania przy braku widoczności i w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, co doprowadziło do stopniowego niszczenia konstrukcji Tu-154M. Komisja podkreślała również, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.

Główna teza sprawozdania zespołu Antoniego Macierewicza mówi natomiast o dwóch wybuchach, do których dojść miało na lewym skrzydle i w centropłacie tupolewa.

Jak podano w materiale: na szczątkach samolotu znaleziono ślady trotylu, heksogenu i pentrytu.

Według członków podkomisji, o tym, że w tupolewie doszło do eksplozji, świadczą zarówno charakter zniszczeń samolotu i rozrzucenie jego fragmentów, jak i obrażenia ofiar.

"Skala obrażeń pasażerów jest znacznie większa, niż można było przypuszczać - u 45 proc. ofiar wystąpiła wielokrotna fragmentacja ciała; 74 proc. ofiar pozbawione było ubrania, całkowicie lub częściowo. Bardzo ciężkie oparzenia wystąpiły u 47 proc. ofiar, z czego większość znajdowała się poza pożarem naziemnym, nawet w odległości ponad 50 metrów. U bardzo wielu ofiar stwierdzono występowanie ciał obcych wbitych w ciało - odłamków poszycia, szkła, a nawet fragmentów stalowego łożyska" - wskazano w materiale filmowym.

Zaznaczono, że na podstawie przeprowadzonych badań i analiz podkomisja stwierdziła, że do takich obrażeń nie mogło dojść tylko na skutek zderzenia samolotu z ziemią.

"Całość tego materiału wskazuje, że na pokładzie samolotu musiało dojść do eksplozji" - podkreślono w materiale.

Według podkomisji, na wybuch wskazywać ma również charakter zniszczeń lewego skrzydła Tu-154M.

"Nie bez znaczenia jest różnica kształtu brzegu odciętej części i tej, która pozostała w łączności z kadłubem. O ile ta pierwsza, z lokami powybuchowymi, zniszczona jest wydłuż linii prostej, to część skrzydła pozostała przy kadłubie ma zniszczone górne poszycie, żebra i podłużnice. Wyraźnie widać tu działanie fali powybuchowej, idącej w kierunku kadłuba" - dowodzili autorzy sprawozdania.

Tuż po wybuchu na lewym skrzydle dojść miało do drugiej eksplozji: w centropłacie samolotu, w pobliżu tzw. salonki generalskiej.

"To ten ładunek zabił pasażerów salonki, rozrzucając ich szczątki na odległość blisko 100 metrów, wysadził lewe drzwi pasażerskie i tak zniszczył lewy centropłat, że jego pierwszy dźwigar, osmolony od wybuchu, przeleciał 80 metrów na północny wschód, a tylna część kadłuba za centropłatem z burtami wywiniętymi na zewnątrz upadła 50 metrów za miejscem eksplozji" - relacjonowano w materiale podkomisji.

Dodano, że rozrzut części maszyny świadczy o "gwałtownym rozpadzie samolotu w powietrzu".

"Część odłamków nosiła ponadto charakterystyczne ślady - mikrokratery na swojej powierzchni, odpowiadające kształtem i wielkością śladom na odłamkach, które powstały po eksperymencie pirotechnicznym, przeprowadzonym przez podkomisję. Cecha ta jest charakterystyczna dla zniszczeń spowodowanych przez detonację" - stwierdzono w prezentacji.

Zespół Macierewicza o komisji Millera i Laska: "Chciała zaspokoić żądania Tuska i Putina, (...) informacje pomijała lub fałszowała"

W materiale pojawiły się również zarzuty pod adresem rosyjskich śledczych, którzy badali przyczyny katastrofy: że starali się ukryć dowody na wybuchy w tupolewie, a także pod adresem komisji Millera, w tym jej wiceszefa, a obecnie posła Koalicji Obywatelskiej, Macieja Laska: zespół Macierewicza zarzucił im, że nie zajmowali się "rzeczywistym badaniem tragedii smoleńskiej".

"Komisja Millera i Laska chciała uniknąć ukręcenia bicza na własne plecy, chciała zaspokoić żądania Donalda Tuska i Władimira Putina, wykonała znikomą ilość badań naukowych, otrzymane ekspertyzy i informacje pomijała lub fałszowała pod z góry założoną tezę" - stwierdziła podkomisja Macierewicza w sprawozdaniu.

Posłowie opozycji domagają się od Macierewicza raportu z prac podkomisji - nie materiału filmowego

W reakcji na prezentację smoleńskiej podkomisji posłowie opozycji podkreślali, że oczekują od Antoniego Macierewicza raportu z prac zespołu, a nie materiału filmowego.

Posłanka Koalicji Obywatelskiej Joanna Kluzik-Rostkowska stwierdziła, że zaprezentowany w filmie sposób opisywania ustaleń podkomisji przypominał jej dezinformowanie, a jej klubowy kolega Bartłomiej Sienkiewicz podkreślał, że przedstawiony materiał filmowy jest trudny do zweryfikowania ze względów metodologicznych, a taką weryfikację umożliwiałby wyłącznie raport: wraz z przyjętą metodologią badawczą i konkluzjami.

Sienkiewicz ocenił również, że podkomisji Macierewicza nie udało się udowodnić tez o "zamachu i morderstwie", które zostały w filmie omówione, i przekonywał, że za takie efekty prac zespołu odpowiedzialność powinien ponieść szef MON.

Wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej Cezary Mroczek, również z Koalicji Obywatelskiej, wyraził natomiast nadzieję, że to już koniec prac "tej żałosnej podkomisji".

Mroczek zauważył także, że ani szef MON Mariusz Błaszczak, ani premier Mateusz Morawiecki nie odnieśli się do tez podkomisji o wybuchu, co - jak komentował - może potwierdzać, że "nikt poważnie nie traktuje przewodniczącego tej podkomisji" Antoniego Macierewicza.

O raport, jego autorów i koszty prac podkomisji pytał poseł Konfederacji Grzegorz Braun. Przekonywał, że raport powinien zostać udostępniony całemu społeczeństwu, i zaproponował, aby zorganizować zamknięte posiedzenie komisji, jeżeli istnieje potrzeba ochrony jej członków - których nazwisk, dodajmy, do tej pory nie ujawniono.

Braun przyznał również, że zaprezentowany na posiedzeniu film był dla niego "momentami arcyciekawy".

Lasek nie zostawia suchej nitki na "amatorach" z podkomisji, Macierewiczowi zarzuca "obsesję spisków i zamachów"

Poseł Koalicji Obywatelskiej Maciej Lasek zarzucił ludziom Macierewicza brak kompetencji.

"Za kilka dni mijają 54 miesiące, odkąd były minister obrony narodowej, pan poseł Antoni Macierewicz, kierowany obsesją spisków i zamachów, powołał podkomisję smoleńską - ciało, któremu powierzył badanie zbadanego wypadku i udowodnienie, wbrew faktom, z góry założonej tezy. Przypomnę, że żeby to zrobić, pan Antoni Macierewicz musiał zatrudnić w podkomisji amatorów bez doświadczenia w badaniu wypadków lotniczych, bo prawdziwi specjaliści, których próbował zwerbować, mimo stosowania wobec nich różnych form nacisku odmówili w niej udziału" - podkreślał Maciej Lasek.

Jak dodał, "z braku specjalistów" były szef MON powierzył kierowanie zespołem technicznym podkomisji "specjaliście od wytrzymałości konstrukcji betonowych, a zespołem pilotażowym - architektowi".

"Czego dowiedzieliśmy się przez minione 54 miesiące? Niczego nowego, jeśli chodzi o przyczyny katastrofy. Przez ponad cztery lata podkomisja nie pojechała dalej niż do Mińska Mazowieckiego zobaczyć, jak wygląda tupolew" - ironizował Lasek.

Wytknął przy tym członkom podkomisji, że ani razu nie wybrali się do Smoleńska, gdzie znajduje się wrak Tu-154M, czy do Moskwy, gdzie mogliby zrobić własne kopie zapisów z rejestratorów polskiego samolotu.

Samemu Macierewiczowi Lasek zarzucił, że od lat świadomie wprowadza opinię publiczną w błąd.

"Podkomisja nie przedstawiła nowych dowodów na inny przebieg wypadków, podjęte przez nią czynności nie przybliżają jej do tego celu, ale za to drogo kosztują. Ile - nie wiadomo, bo od dłuższego czasu informacje te są ukrywane przed opinią publiczną i parlamentarzystami (...) Brak efektów i niezrealizowanie celu postawionego w uzasadnieniu o wznowieniu zadania - to wizytówka nie tylko podkomisji, ale również i resortu obrony, w strukturach którego ta podkomisja działa" - komentował poseł Koalicji.

Do obecnych na posiedzeniu członków rządu zaapelował, by podjęli decyzję o zakończeniu działania podkomisji: dla - jak powiedział - dobra państwa i szacunku dla ofiar katastrofy smoleńskiej.

Macierewicz o Lasku: "Fałszował materiał dowodowy, oszukiwał społeczeństwo, za wszelką cenę wykreślał słowo ‘wybuch’"

Po wystąpieniu Macieja Laska wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz zwrócił uwagę, że na posiedzeniach komisji można się spierać, ale "nikt nie dał prawa obrażania innych". Zwracając się bezpośrednio do posła, oświadczył: "Pan gardzi tymi osobami, które pracują w komisji i które chcą dojść do prawdy".

Równocześnie Skurkiewicz stwierdził, że - wbrew twierdzeniom posła KO - podkomisja jest "ciałem zupełnie niezależnym", "podmiotem samodzielnym", niezależnym także od kierownictwa resortu obrony czy jakichkolwiek czynników politycznych.

Antoni Macierewicz nazwał z kolei wystąpienie Macieja Laska "niebywałym".

"W tradycji polskiej jest ono niebywałe, ale w tradycji sowieckiej jest naturalne, jest powszechne, jest codzienne, jest sposobem klasycznym działania" - komentował.

Były szef MON stwierdził również, że dorobek Laska jest "szczególny": "Bowiem Platforma Obywatelska i opozycja, jak rozumiem, podjęła decyzję, żeby reprezentował ją człowiek, który fałszował materiał dowodowy, który oszukiwał naród polski, oszukiwał społeczeństwo, który za wszelką cenę wykreślał słowo ‘wybuch’, zamieniając je tak, żeby polska opinia publiczna nie wiedziała o tym, że eksperci amerykańscy - którzy zostali zaproszeni do tej współpracy, którzy przekazali ekspertyzę właśnie prokuraturze i komisji, z którą współpracował pan Lasek - stwierdzili jednoznacznie, że doszło do eksplozji".