Załoga tupolewa nie zamierzała 10 kwietnia za wszelką cenę lądować w Smoleńsku. Szczegółowe uzasadnienie tej tezy komisja Jerzego Millera przestawiła w opublikowanych w poniedziałek załącznikach.

Załącznik numer jeden punkt po punkcie opisuje przygotowanie złogi i przebieg lotu. Komisja w dokumencie uwypukla wiele cytatów rozmów z kokpitu, które uzasadniają tezę o tym, że załoga chciała jedynie wykonać próbne podejście.

Zapis rozmów pilotów i wieży w Smoleńsku

Wizualizacja ostatniej fazy lotu Tu-154 - zobacz wideo

Jak nie wylądujemy, to co? To odejdziemy. Taki dialog pomiędzy drugim a pierwszym pilotem polskiego tupolewa lecącego do Smoleńska zawierają stenogramy z kokpitu. Nie tylko wspomniana wymiana zdań świadczy o tym, że załoga nie zamierzała 10 kwietnia za wszelką cenę lądować w Smoleńsku. W analizie dokonanej przez komisję Millera poświęcono dużo uwagi tej kwestii.

Nowością w stenogramach opublikowanych do raportu jest informacja o zaskoczeniu załogi, że polski meteorolog podał bardzo niedokładne dane dotyczące warunków pogodowych dla tego lotu.

To był moment, gdy załoga otrzymała informacje o tych warunkach meteorologicznych od kontroli lotów w Mińsku. Dowiedzieli się wtedy, że na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku widzialność jest tylko 400 metrów. To wyjątkowo zaskoczyło pilotów tupolewa. Wtedy, jak napisano w załączniku pierwszym do raportu, w kokpicie wywiązała się dyskusja, podczas której załoga negatywnie oceniła pracę meteorologa z 36. pułku, który prognozował lepsze warunki atmosferyczne.

To nasze meteo, naprawdę...- tu następuje śmiech. A dalej pytanie: Co? Odpowiedź: Jest na prawdę zajeb...Dalej piloci się dziwią i nie dowierzają, że zbliża się 10 czasu miejscowego, a tu pojawiła się mgła, której polscy synoptycy nie uwzględnili.

Potem pierwszy pilot poinformował szefa protokołu, że warunki w Smoleńsku są bardzo złe: Nie damy rady w nich usiąść, spróbujemy podejść, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie - mówił dowódca załogi.