Stanowczego zakazu lądowania mimo fatalnych warunków atmosferycznych nie było; presji na załogę ze strony pasażerów też nie było - podkreśla dziennik "Izwiestija". W ten sposób rosyjska gazeta komentuje dane ze stenogramu rozmów w kabinie pilotów prezydenckiego Tu-154 M.

Rzeczywiście, nikt niczego im nie rozkazywał. Natomiast z organizacją lotu i załoga, i służby naziemne miały duże problemy. Nie wykonano obowiązkowych procedur - twierdzi w rozmowie z gazetą pilot doświadczalny Aleksander Akimienkow. Jako przykład rosyjski pilot wymienił to, że nie odczytano "modlitwy". Akimienkow wyjaśnił, że jeszcze będąc na wysokości podróżnej załoga powinna była zebrać wszystkie dane, niezbędne do podjęcia decyzji o lądowaniu.

Spójrzmy - o godz. 10.09 nawigator pyta: "Mogę kartę?". Wychodzi na jaw, że procedura jeszcze nie jest znana; że dane lądowania zapisane są tylko częściowo. Czyli, że nie ma niezbędnych informacji, które powinny były przekazać polskie służby naziemne -zauważył. Dalej - funkcje wśród załogi nie były podzielone. Kapitan powinien był zarządzić: drugi pilot steruje samolotem, ja szukam ziemi. Albo odwrotnie - zaznaczył rosyjski pilot.

Wysokość podjęcia ostatecznej decyzji, to 100 metrów. Jeśli nie widzisz ziemi, to trzeba odchodzić. A tutaj na 100 metrach nikt nawet się o niczym nie zająknął. A podczas zniżania wszystkie procedury zostały wykonane - i wysokość określili, i kartę odczytali. Jednak zniżanie odbywało się zbyt szybko. Na bliżej naprowadzającej radiolatarni - 1000 metrów przed progiem pasa - wysokość powinna być co najmniej 60 metrów. A oni mieli 30 metrów. W efekcie szukali ziemi, a znaleźli drzewa - powiedział.

Akimienkow przypomniał też, że kontroler poinformował, iż nie ma warunków do przyjęcia samolotu. Chodzi o to, że u nas i w Europie obowiązują różne podejścia do pracy kontrolerów. U nas oni wydają polecenia, a u nich - konsultują. Generalnie kontroler od początku powinien był zakazać lądowania. Jednak on - najwyraźniej z jakichś względów politycznych - pełnił tylko funkcje konsultacyjne - wskazał.

Zdaniem pilota, załoga nie nawiązała współdziałania z ziemią. (…) Nie było obowiązkowego zdania: ja, taki i taki, podjąłem decyzję, że schodzę do lądowania na waszym lotnisku. Nie było też odpowiedzi na taki raport.

Słowem - zbyt wiele błędów. Tak się nie lata - oświadczył Akimienkow.