Ministerstwo obrony narodowej nie rozważało, czy do wyjaśnienia przyczyn katastrofy 10 kwietnia można wykorzystać wojskowe porozumienie z Rosją z 1993 roku. Zapisano w nim między innymi, że obie strony - polska i rosyjska - mają wspólnie badać incydenty lotnicze, awarie i katastrofy wywołane przez wojskowe statki powietrzne.

Zobacz również:

Polski rząd nie zdecydował się na zastosowanie porozumienia, bo nie jest to umowa międzynarodowa, a tylko porozumienie robocze resortów obrony, które odnosi się do jednostek wojskowych. Tu-154 był samolotem wojskowym w dyspozycji 36. Pułku Lotnictwa Specjalnego, ale wykonywał lot państwowy typu "head", czyli lot najwyższej rangi z cywilami.

Ponadto - jak twierdzi wiceminister obrony Marcin Idzik - porozumienie resortów obrony nie określa szczegółowo, jak wspólnie badać katastrofę. Trzeba byłoby dopiero określać szczegóły współpracy. To porozumienie nie określa zasad współpracy. Należałoby wcześniej określić zasady - na jakiej zasadzie mamy postępować - mówi naszemu reporterowi wiceminister Idzik.  Rzecznik MON Janusz Sejmej podkreśla z kolei, że ustalanie zasad zabrałoby sporo czasu i opóźniło przystąpienie do pracy polskich ekspertów. Dlatego zdecydowano się na zastosowanie konwencji chicagowskiej, która od razu pozwoliła, by na miejscu zdarzenia zostali polscy eksperci - dodaje.

Jest jeszcze jeden powód: gdyby zastosowano porozumienie wojskowe, wyniki badań mogłyby zostać objęte tajemnicą - np. przez Rosjan - i na zawsze utajnione.