"Głód dostępu do informacji po polskiej stronie jest wielki i nie został zaspokojony" - powiedział przewodniczący komisji badającej przyczyny tragedii w Smoleńsku Jerzy Miller. Minister twierdzi jednak, że wrak tupolewa nie jest niezbędny, aby mogła zakończyć pisanie raportu. Rosyjska prokuratura przekazała dziś Polsce kolejne tomy akt śledztwa smoleńskiego.

Zdaniem Millera istotne są zebrane informacje o możliwych przyczynach katastrofy, a nie sam wrak. Tu minister podpiera się przypadkiem francuskiego Airbusa, który runął prawie 2 lata temu do Atlantyku, a dopiero kilka dni temu wyłowionego z dna oceanu. To nie jest tak, że wrak jest niezbędny. Niezbędne jest pozyskanie informacji, które pozwalają postawić diagnozę o głównych, podstawowych przyczynach wypadku - mówi.

By ocenić przyczyny katastrofy tupolewa, komisja Millera bardziej od wraku potrzebuje wyników eksperymentu - lotu drugim tupolewem, który ma pokazać ostanie sekundy lądowania w Smoleńsku. Minister Miller nie potrafi podać nawet, kiedy ten eksperyment zostanie wykonany. Przyznaje, że komisja nie ma jeszcze wszystkich dokumentów - nie tylko z Moskwy dotyczących danych lotniska, czy pracy kontrolerów, ale także polskich dokumentów. Ja jeszcze w dniu dzisiejszym podpisałem trzy pisma do osób, które posiadają dokumenty polskie, a które nam są potrzebne - dodaje Miller.

Chodzi o dokumenty dotyczące organizacji lotu z 10 kwietnia. Braki w tej dokumentacji zauważyła także cywilna prokuratura po przejęciu tego wątku śledztwa.