Ekshumacje przyniosą wiele cierpienia. Otworzenie trumny osoby, która zginęła w katastrofie lotniczej, to wielka odwaga - mówi w Kontrwywiadzie RMF FM ks. Henryk Błaszczyk, który towarzyszył rodzinom ofiar katastrofy smoleńskiej podczas identyfikacji ciał w Moskwie. Rodziny ofiar muszą wyjść z mroku, nie wolno w nich wzbudzać wątpliwości. Zmarli są w trumnach, trumny są w ziemi, trzeba wyjść z cmentarzy.

Konrad Piasecki: Jak to się stało, że 10 kwietnia ksiądz poleciał do Moskwy razem z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej?

Ks. Henryk Błaszczyk: Uczciwa empatia przyjaciół, zwołanych, skrzykniętych bardzo szybko przez panią minister Ewę Kopacz, która ma rozeznanie w środowisku duszpasterskim, ale także wsparcia z zakresie psychotraumatologii katastrof.

Konrad Piasecki: To z racji rangi, pozycji osób, które zginęły, była wyjątkowa katastrofa, a w tych ludziach, których ksiądz widział po 10 kwietnia, było coś wyjątkowego, coś co księdza uderzyło, coś, co odróżniało ich od innych pogrążonych w bólu osób?

Ks. Henryk Błaszczyk: Co do rangi, jest to niewątpliwa strata państwa. To były osoby życia publicznego. Jednakże najbliżsi pamiętają jako ojca, jako brata, jako matkę, jako siostrę. To zabrakło ojca, to zabrakło matki. Nikt nie zwracał uwagi na generalskie stopnie, na ministerialne tytuły. Każdy myślał o tym, że trzeba ojca do domu sprowadzić, do ojczystej ziemi. Jak najszybciej go znaleźć, żeby wywieźć go z tego wszystkiego, co tam w Moskwie zobaczyliśmy, co było bardzo trudne - to było obce miejsce. Mimo że był to wysokiej klasy instytut, to wszystko było obce. Jedynie do domu można było ich przewieźć i to było ogromne pragnienie, które ich wszystkich przenikało, któremu trzeba było pomóc.

Konrad Piasecki: Czy był taki moment tam w Moskwie, który jakoś szczególnie wyrył się księdzu w pamięci albo który był dla księdza wyjątkowo trudny, wyjątkowo przykry, wyjątkowo bolesny?

Ks. Henryk Błaszczyk: Przede wszystkim niezwykła współpraca w pomocy rodzinom miejscowego polskiego duchowieństwa. Te obecności w kaplicy późną nocą przed Najświętszym Sakramentem, te pytania, które były między zmartwychwstałym, ale przecież wcześniej umęczonym Chrystusem, w katastrofie krzyża - bo to też na swój sposób katastrofa, tylko że ona stała się formą odkupienia od śmierci. A ponadto bardzo uderzyła mnie - choć niektórzy posądzają mnie o jakąś nadmierną grzeczność, nie zważam na to, gdyż tej kobiecie to się absolutnie należy - niezwykłe zaangażowanie pani minister Ewy Kopacz. Ta kobieta przeszła absolutnie wymiar swojego urzędu ministerialnego i była bardzo, bardzo człowiekiem.

Konrad Piasecki: A czy tam wtedy w Moskwie pojawiały się jakieś zwiastuny tych niepokojów, tych tarć, tych wątpliwości, które do dziś są podnoszone przez rodziny, dotyczące sposobu, w jaki były traktowane, w jaki sposób były też traktowane ciała, w jaki sposób odbywały się sekcje zwłok?

Ks. Henryk Błaszczyk: Tak, tak. Już część osób podnosiła i miała do tego pełne prawo. Bardzo słuszny był postulat umycia ciał, bardzo słuszny był postulat kwestii sekcji. Nie wszystko było od nas zależne. Myśmy skoncentrowali się na wsparciu rodzin w identyfikacji ciał, a potem przygotowania tych ciał do eksporty. Przedstawiono nam już ciała z ranami sekcyjnymi. Natomiast czy wówczas, czy dzisiaj, jeżeli ktokolwiek chciałby zawłaszczać tą tragedię - to muszę powiedzieć - dla osobistych walorów politycznych, to jest to bardzo niegodne i bardzo proszę z całej głębi mojego kapłaństwa i starającego się uczciwie przeżyć żywota, aby tego zaprzestać. Aby nie dysponować ciałami dla rozlicznych oczekiwań politycznych. Jest chyba taka granica, której nam nie wolno przekroczyć. Tą granicą jest cmentarz. Trzeba kiedyś powiedzieć - przyjmując prawdę wiary o tym, że Chrystus zmartwychwstał - że kończy się czas żałoby, że kończy się czas celebracji śmierci, że nie możemy trwać w nieustannym rozdrapywaniu żalu, ale trzeba nam zaufać Jezusowi. Trzeba pójść za Nim, On jest światłością. "Kto idzie za mną, ten nie kroczy w ciemności". To takie ważne, żeby ci ludzie mieli światło, żeby wyszli z mroków. Nie wolno ich wpędzać w mrok wątpliwościami, posądzeniami, czymś takim, co powoduje, że rodzi się w nich usprawiedliwiony lęk o to, czy w tej trumnie jest ktoś bliski. Zrobiliśmy wiele - wszystko, co mogliśmy. Nie na wszystko mieliśmy wpływ. Ale zakładam z całą uczciwością, że w tych trumnach są bliscy. A te trumny już są w ziemi, w poświęconej ziemi, na cmentarzach. I z tych cmentarzy trzeba wyjść.

Konrad Piasecki: Dzisiaj ksiądz apelował by do rodzin, które myślą o ekshumacji, które proszą o ekshumację, które żądają ekshumacji, by odstąpiły od tego pomysłu?

Ks. Henryk Błaszczyk: Nie, pozostawiam to wolnemu wyborowi rodzin, ja tylko uważam, że ten akt do którego rodziny mają prawo przyniesie bardzo wiele cierpienia im samym, ale też innym. Otworzenie trumny w której są szczątki ciała, ofiary katastrofy lotniczej. Wielka odwaga i niezwykła celebracja śmierci. Ja nie apeluję. Jeżeli ktoś ma taką wolę, ma prawo to uczynić. Jestem odżegnywany także od czci, posądzany o jakąś moskiewską agenturę za moje wołanie wyjdźcie z cmentarzy. Za moje, może nieroztropne, ale szaleństwem jest ta ekshumacja, ale absolutnie mają prawo. Tylko błagam, jeżeli już to w ciszy, to w skupieniu, to bez fleszy, bez mediów i bez pierwszych miejsc na listach wyborczych. Za tą cenę.

Konrad Piasecki: A ksiądz potrafiłby tym zaniepokojonym rodzinom zagwarantować, powiedzieć coś takiego, co by je uspokoiło, co by je absolutnie zapewniło i rozproszyło ich wątpliwości, że tam nie może być mowy o pomyłce.

Ks. Henryk Błaszczyk: Panie Konradzie, nie, bo nie wszystkie ciała znałem. Wiele ciał było zniszczonych, widziałem napisy na ciałach. Widziałem naklejone kartki po rozpoznaniu. Niektóre ciała, te nazwiska wymieniłem prokuraturze. Rozpoznałem po napisie umiejscowionym na ciele a potem przeniesionym na szczególną formę opakowania ciała przed jego eksportą. Nie sposób było być przy każdym ciele. Natomiast też nie znalazłem, co jest ważną przesłanką, jakiejś woli fałszowania tego pierwszego rozpoznania. Nie znajduję też motywu, dla którego Rosjanie, po powiedzeniu to jest ciało tej a tej osoby z imienia i nazwiska, byliby zainteresowani podmianą tego ciała. Wiem, że tam na dole był porządek. Ten ruch ciał od momentu rozpoznania był ruchem uporządkowanym.

Konrad Piasecki: Czy, gdyby dzisiaj dało się cofnąć czas, 10 kwietnia jeszcze raz zadzwoniłby ten telefon do księdza, zgodziłby się ksiądz tam jeszcze raz pojechać.

Ks. Henryk Błaszczyk: Tak, mimo, że cena jaką płacę, jest to ogromna cena. Jest to cena niezrozumienia, cena wkomponowania mojej posługi w jakieś gry polityczne, cena wyszydzenia z grona duchownych. Każdy z nas z tej ekipy wziął ciężar na całe życie, którego nigdy nie zdejmiemy z ramion, ani z naszej pamięci, ani z tego z czym będziemy szli w życie.