Prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział, że nie rozpoznał ciała swojego brata Lecha Kaczyńskiego po przywiezieniu go do Polski. Zaznaczył, że ani on, ani córka zmarłego prezydenta Marta, nie podjęli decyzji ws. ewentualnej ekshumacji ciała.

Nie ukrywam, że o ile rozpoznałem ciało mojego śp. brata na lotnisku (w Smoleńsku), i tu nie miałem wątpliwości, podałem zresztą charakterystyczne cechy i one zostały potwierdzone - bliznę na ręce po ciężkim złamaniu - o tyle, kiedy już widziałem ciało przywiezione do Polski w trumnie, to go nie rozpoznałem. Tutaj to był człowiek, który w ogóle nie przypominał mojego brata. Mówiono mi, że to on - powiedział prezes PiS.

Jak zaznaczył, dotychczas ani on ani córka zmarłego prezydenta Marta, nie podjęli decyzji w sprawie ewentualnej ekshumacji ciała Lecha Kaczyńskiego.

Mam podstawy - ale takie są w Polsce przepisy, że nie mogę głośno o tym mówić - żeby uznać, że w trakcie sekcji przeprowadzonej w Smoleńsku nie wszystkie części ciała, które tam były, należały do prezydenta Rzeczypospolitej - powiedział prezes PiS. Jak dodał, "z całą pewnością prezydent nie był generałem i nie nosił generalskich mundurów; to jest poza jakąkolwiek wątpliwością".

Naczelna Prokuratura Wojskowa poinformowała, że nieprawdziwa jest informacja podawana przez niektóre media, jakoby prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej podejrzewała, że w krypcie na Wawelu pochowano szczątki innych osób niż prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz jego małżonki Marii.

Z materiałów śledztwa wynika, iż w krypcie na Wawelu zostali pochowani Lech Kaczyński oraz jego małżonka. Prowadząca postępowanie Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, w oparciu o zgromadzony dotychczas materiał dowodowy, nie ma w tym zakresie żadnych wątpliwości. Pojawienie się w przestrzeni medialnej tego typu informacji jest zdumiewające, nie oparte na żadnym obiektywnym dowodzie procesowym - napisała w komunikacie prokuratura.

Kaczyński był też pytany - w związku z artykułem w gazecie "Komsomolskaja Prawda" - czy czuje, że miał wpływ na to, jak premier Donald Tusk skomentował wstępny projekt raportu MAK ws. katastrofy smoleńskiej. W kabarecie można wszystko. Można mówić także, że premier Tusk robi to, co robi, ze strachu przede mną - odparł prezes PiS.

Sądzę, że premier Tusk zobaczył, że po prostu brnie w taką kompromitację, która może go bardzo ciężko kosztować. A to, że myśmy nie ulegli terrorowi, także terrorowi medialnemu, i broniliśmy podstawowych zasad przyzwoitości, godności narodowej i honoru, na pewno miało tutaj pewne znaczenie - powiedział prezes PiS.

Przypomnę, o nas mówiono, żeśmy zwariowali (...) Przyczyną tych diagnoz było to, że zajmowaliśmy się Smoleńskiem. Kto miał rację? Kto tutaj zwariował a może komu strach zalał oczy i mózg? - pytał na konferencji prasowej.

Jak powiedział, chciałby, aby "polska opinia publiczna zadała sobie to pytanie: komu w Polsce strach i marne kalkulacje polityczne spod najgorszych znaków polskiej historii wyłączyły myślenie".

Kto doprowadził do tego, że tego rodzaju działania jak te, które miały miejsce w sprawie katastrofy smoleńskiej były podejmowane; były następnie bronione także przez ogromną część mediów - pytał. Podkreślił, że postawa PiS w sprawie katastrofy smoleńskiej była zawsze "zgodna z elementarnymi postawami przyzwoitości, moralności i polskiego interesu narodowego".