Strona rosyjska do tej pory nie przekazała zapisów z radarów wieży kontrolnej lotniska Siewiernyj - poinformował Edmund Klich. Jego zdaniem zapis ten pozwoliłby precyzyjnie określić sposób działania kontroli lotów 10 kwietnia 2010, gdy rozbił się polski Tu-154M.

Tych zapisów nie ma - powiedział w TVN24 akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym, wyjaśniającym przyczyny katastrofy po stronie rosyjskiej. Podkreślił, że wnioskował o przekazanie samych taśm, aby móc odczytać je w laboratoriach. Nie dostaliśmy odpowiedzi na ten temat - podkreślił.

Pytany, czy Rosjanie chcą w ten sposób coś ukryć, powiedział: Nie chcę takich wniosków wyciągać. Fakty są takie, że danych tych nie otrzymaliśmy. Podkreślił, że dzięki zapisowi z radarów można by bardzo precyzyjnie określić sposób działania kontroli lotów.

Na pokładzie zabrakło rosyjskiego nawigatora

W ocenie Klicha, gdyby na pokładzie Tu-154 znajdował się rosyjski nawigator, to byłby na tyle świadomy zagrożenia, że nie dałby się zabić, już nie mówiąc o tym, że nie dopuściłby do tej katastrofy. Według Klicha to Polska zrezygnowała z nawigatora. Na pytanie, czy wniosek w tej sprawie wyszedł z 36. Pułku Lotnictwa, powiedział: Tak wyszedł, z zawiadomieniem, że załoga zna język rosyjski - powiedział.

Klich podkreślił, że w lotnictwie cywilnym znajomość języka obcego załogi jest certyfikowana, natomiast w wojskowym nie. Tutaj mówi się, że znał Protasiuk (chodzi o kapitana lotu Arkadiusza Protasiuka) język rosyjski, ale na jakim poziomie? Nie słyszałem o żadnym dokumencie, o żadnym egzaminie, określonym poziomie znajomości - mówił Klich. Dodał, że certyfikatu poświadczającego znajomość języka rosyjskiego przez członków załogi strona polska nie przekazała także po katastrofie samolotu prezydenckiego.

Odnosząc się do zarzutu Klicha dot. rosyjskiego nawigatora, rzecznik MON Janusz Sejmej powiedział, że od ok. 2009 r. Rosjanie nie przysyłali nawigatorów lotu, mimo wnioskowania strony polskiej. Poinformował, że także w przypadku lotu Tu-154M z 10 kwietnia taki wniosek został wysłany do Rosjan. Został on zawarty w piśmie określającym zasady i szczegóły lotu. Gdybyśmy z obecności rosyjskiego nawigatora nie zrezygnowali, do wizyty by po prostu nie doszło - wyjaśnił Sejmej.

Błasika nie powinno być w kabinie

W wywiadzie dla Wirtualnej Polski Klich mówił o innych kwestiach dotyczących feralnego lotu. Krytycznie ocenił zachowanie przełożonego pilotów gen. Andrzeja Błasika. Jedyne, co mogę powiedzieć, to że generał Błasik nie powinien znaleźć się w kabinie, a jeśli już, to powinien zrobić to po to, by na odpowiedniej wysokości zareagować, nakazać przerwanie podejścia - powiedział Klich i dodał: brak reakcji był krytyczny; latał przecież Jakiem-40, umiał czytać z przyrządów i powinien zdawać sobie sprawę, że zostały przekroczone wszelkie zasady bezpieczeństwa.

Według niego, przy dotychczas znanych odczytach rozmów w kabinie, trudno będzie udokumentować i ustalić, skąd wyszły ewentualne naciski na pilotów. Dlatego - jak powiedział Klich - ważne byłoby ujawnienie rozmowy między Lechem a Jarosławem Kaczyńskimi i dowiedzieć się, czy rozmowa dotyczyła rzeczywiście jedynie stanu zdrowia matki.

Klich uważa, że kapitan maszyny był pod presją wykonania zadania i ten cel przyćmił mu racjonalną ocenę ryzyka. Determinacji zabrakło też drugiemu pilotowi, który nie zrobił nic, by przejąć nawet siłowo stery. Brak zdecydowania wynikał moim zdaniem z braku odpowiednich szkoleń - dodaje.

Pułkownik dziwi się, że piloci Jaka-40, który lądował w Smoleńsku wcześniej, nie powiadomili Warszawy, że pogoda jest "do kitu". Powinni alarmować, podzielić się informacjami z kolegami, którzy wieźli przecież prezydenta. To jest już jednak kwestia odpowiedzialności i tego, dlaczego dbali o własny interes. Mówiąc krótko, piloci Jaka nie są dla mnie wiarygodni - ocenił.

Światło dzienne ujrzą rzeczy przełomowe

Pytany, czy są jeszcze rzeczy, których nie może ujawnić, a które mogą zmienić obraz przyczyn katastrofy, Klich odpowiedział: "Są rzeczy, które są ważne, zaskakujące, a nawet przełomowe. Przyjdzie czas, że ujrzą światło dzienne. Poczekajmy na raport końcowy".

Minister infrastruktury Cezary Grabarczyk za kilka dni zdecyduje, czy płk Edmund Klich pozostanie na stanowisku przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.